Przedstawiamy historię nieistniejącego już zajazdu „Kumat" w Brańsku, znajdującego się przed laty na rogu ulic Armii Krajowej i Poniatowskiego. Bohaterem historii będzie Jan Miszyk-Miński (1945-2000), rodowity brańszczanin, syn Adama i Heleny.
Ojciec był synem Juliana, członka brańskiego oddziału POW rozbrajającego w 1918 garnizon niemiecki. Jego zaangażowanie w sprawy Ojczyzny miało z pewnością istotny wpływ na postawę patriotyczną kolejnych pokoleń w rodzinie Mińskich, noszącej wcześniej nazwisko Mieńskich, ponieważ ich przodkowie wywodzili się z pobliskiej wsi szlacheckiej Mień.
Adam Miński w okresie międzywojennym pełnił funkcję woźnego w brańskim magistracie. Był także członkiem tutejszej orkiestry dętej, Związku Strzeleckiego oraz instruktorem lekkiej atletyki i boksu. Pod koniec II wojny światowej został wywieziony na Syberię – jego małżonka była wówczas w ciąży, dlatego Jan po raz pierwszy zobaczył ojca w wieku kilku lat, gdy temu udało się szczęśliwie powrócić z zesłania.
Jan urodził się w dworze Wyliny-Ruś, ponieważ jego matka, po pojmaniu męża przez sowietów, schroniła się na pewien czas u swojego ojca, który pełnił tam funkcję ogrodnika. Helena wraz z Janem i starszym synem Zbigniewem wrócili do Brańska niedługo później.
Helena (z domu Kresso) pochodziła z Rudki i wychowała się przy tamtejszym dworze. Ojciec-ogrodnik dbał zarówno o piękny entourage rudzkiego pałacu, jak też o uprawę warzyw i przypraw niezbędnych do prowadzenia kuchni na odpowiednim poziomie. Wskutek zawieruchy wojennej, przeniósł się w okolice Szepietowa, gdzie kontynuował uprawianie swojej profesji.
Od dekarza do kucharza
Jan spędził w Brańsku cały okres dzieciństwa, a zaraz po ukończeniu podstawówki podjął naukę w warszawskiej szkole budowlanej, gdzie zdobył zawód dekarza. Nigdy nie podjął pracy w wyuczonym zawodzie.
W trakcie odbywania służby wojskowej zaczął interesować się gastronomią, dołączając do zespołu tamtejszych kucharzy. Nie było mu obce gotowanie w tamtejszej technologii – żywieniu na masową skalę. W tamtym czasie poznał córkę oficera, którą po wyjściu do cywila poślubił. Teść pomógł mu w prowadzeniu wojskowej gastronomii – pierwszego życiowego biznesu Jana. Jednocześnie był to interes wysokiego ryzyka w sensie zagrożenia alkoholizmem – nie wzbudziło to entuzjazmu teściowej, która dopomogła w decyzji o zakończenia tej przygody.
Wkrótce rozpadło się małżeństwo Mińskiego, owocem którego jest syn Michał.
Życie za granicą i spektakularny powrót. Najlepsze pierogi w całej Warszawie
Na początku lat 70. Jan Miński postanowił szukać powodzenia za granicą – kontynuował pracę kucharza przez około dekadę w NRD. Związał się z Niemką, został ojcem dwóch synów. Jak wspominał, był to dla niego okres wielkiej tęsknoty za Ojczyzną – nie było to jego miejsce na ziemi, dlatego postanowił wrócić. Chciał przyjechać do Polski z rodziną, ale nie udało mu się przekonać małżonki – działało to przygnębiająco na jego psychikę. Ostatecznie postawił na swoim, przenosząc się do Warszawy. Tam pracował przez kilka lat w znanych stołecznych restauracjach, m.in. u Gesslerów.
W czasach PRL-u w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie (Libia, Irak) wzięciem cieszyły się polskie firmy budowlane. Wykonując zlecenia, zabierały ze sobą wielu pracowników kontraktowych, których rzecz jasna należało na miejscu żywić. Jan postanowił skorzystać z propozycji pracy w roli szefa kuchni za godziwe wynagrodzenie.
Po powrocie, jeszcze na krótko zatrudnił się ponownie w warszawskiej gastronomii, ale jego ambicje zmierzały w kierunku założenia własnego przedsięwzięcia. Na początku lat 90. wynajął w stolicy lokal przy ul. Grójeckiej, gdzie otworzył restaurację „Polonez”. Zyskała ona dużą renomę – znany krytyk kulinarny Piotr Bikont po skosztowaniu pierogów Mińskiego, napisał w „Gazecie Wyborczej”, że są one najlepsze w całej Warszawie. W „Polonezie” odnajdywali się zresztą nie tylko posiadacze tzw. „delikatnych podniebień”, ale i całe kadry pracownicze, które wykupowały tam abonamenty obiadowe. U Mińskiego wysoka jakość usług gastronomicznych szła w parze z rozsądną ceną.
Cóż więc mogłoby stanąć na przeszkodzie do dalszego rozwoju tak udanego przedsięwzięcia? Prowadzenie interesu od pewnego momentu w spółce z inną osobą okazało się błędną decyzją. Jednocześnie zaczęli pojawiać się chętni do kupna rozreklamowanej w mieście restauracji. Miński skorzystał z oferty złożonej mu przez zainteresowanych obcokrajowców i otrzymał należną mu część ze sprzedaży.
Powrót do Brańska z bagażem doświadczeń i oryginalnym pomysłem
Jan Miszyk-Miński w dorosłym życiu zwykł odwiedzać Brańsk podczas wakacji, świąt, ale i innych okazji niemal każdego roku. Jego rodzice nadal żyli, miał też okazję do spotkań ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi z lat szkolnych. W pewnych okresach zdarzało mu się nawet grywać w drużynie siatkarskiej miejscowego LZS-u. Wiosną 1994 roku podjął decyzję o powrocie na stałe do swojej rodzinnej miejscowości i uruchomienia swojego własnego interesu – oczywiście gastronomicznego.
- Janek przyszedł do mnie jako do urzędującego wówczas burmistrza, a zarazem kolegi z prośbą o radę i opinię o jego pomyśle. Inicjatywę uznałem za bardzo dobrą i korzystną dla miasta, ponieważ oprócz Gminnej Spółdzielni w Brańsku, panowała tutaj gastronomiczna pustka. Po wielu naradach wyłonił się kształt tego, co miało powstać – gastronomii regionalnej – wspomina Mieczysław Korzeniewski.
Miński nie miał rzecz jasna żadnych problemów z przygotowaniem smacznych dań na wysokim poziomie, nie brakowało mu pomysłów jak urządzać imprezy, ale problemów nastręczała mu wizja bazy – architektury, wystroju oraz otoczenia lokalu znajdującego się na rodzinnej działce, obok domu, w którym się wychował.
- Wkrótce Janek przyniósł mi do skonsultowania projekt budynku przygotowany przez biuro z Bielska Podlaskiego. Skomentowałem krótko – to się nadaje na zakład mechaniczny, a nie gastronomiczny i powiedziałem – chodź, zawiozę cię w pewne miejsce i pokażę ci w jakim lokalu powinieneś gościć swoich klientów – dodaje Korzeniewski.
Tym miejscem było Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu, a obiektem dwór myśliwski z Siemion. Pomysł wybudowania czegoś takiego z miejsca przypadł Mińskiemu do gustu. Od tego momentu w tym kierunku zmierzała celowa wizja gastronomii mistrza Jana.
Wśród kolegów i brata Jana trwała też burza mózgów jak nazwać lokal. Jeden z nich zaproponował nazwę „Kumat”, nawiązującą do bitwy pod Brańskiem z 1264 roku i historycznego miejsca z nią związanego. Do nazwy dołączono logo wykonane przez samego restauratora i zawieszone przez niego na tymczasowym, utworzonym naprędce punkcie gastronomii umiejscowionym w zakupionym spichlerzu. Przedstawiało ono Jaćwinga w oprawie chomąta. W tak specyficznie zaimprowizowanym lokalu działalność rozpoczął zajazd „Kumat”.
Wnętrze spichlerza urządzono w stylu rustykalnym, ludowym. Można było w nim znaleźć plecione płotki, a na nich garnki i stare sagany, lampy czy też elementy uprzęży końskich. Stworzył się tutaj przytulny klimat. W bardzo skromnych warunkach serwowane były świetne dania takie jak: osławione pierogi, śledź w kilku odsłonach, znakomita wątróbka, żury. Specjalnością lokalu były również pyszne kotlety schabowe. U Mińskiego brańszczanie mogli po raz pierwszy w życiu skosztować dań, o których istnieniu do tej pory mogli nawet nie słyszeć – np. solianki. To „Kumat” prawdopodobnie jako pierwszy w okolicy serwował zimą grzane piwo. Wzorem warszawskim – ceny zawarte w menu nie przerażały klientów.
Miński zachowywał ekstrawagancję zarówno jako kucharz, ale też jako człowiek. Ubierał się „po zachodniemu" - w młodości nieco na modłę bawarską (alpejską), natomiast po powrocie do Brańska na stałe, słynął choćby z lotniczej kurtki czy butów oficerek. Był to styl praktycznie niespotykany w miasteczku w tamtym czasie.
Po pewnym czasie rozpoczęto budowę murowanego budynku na kształt wspomnianego dworu myśliwskiego w Ciechanowcu. Z chwilą założenia zajazdu, właściciel zbudował również platformę, na której swoje gniazdo uwiła rodzina bocianów i rokrocznie powracała w to miejsce.
W 1995 roku Miński rozpoczął organizację imprez plenerowych, które szybko stały się konkurencją dla zabaw odbywających się na drugim krańcu miasta - w dyskotece Kolorado. Cieszyły się one dużą popularnością, ale przyniosły również wiele problemów i zniszczeń – niepokoili się sąsiedzi, bójki nierzadko kończyły się interwencjami policji. Z tych i innych powodów Miński zaprzestał organizacji takich imprez.
W spichlerzu odbyły się m.in. kolacja po spotkaniu z politykiem KPN Leszkiem Moczulskim, jedno ze Spotkań Artystów Estrady Weselnej (dzisiaj „Brańskie Zapusty Muzyczne”), a także wiele osiemnastek i imienin.
Około 1997 roku działalność przeniosła się do nie do końca wykończonego, wręcz będącego w na wpół surowym stanie budynku głównego. Odbywały się tam wesela, zabawy sylwestrowe, a nawet obiady prymicyjne. Jednym z ciekawszych wydarzeń był festyn rodzinny zorganizowany we współpracy z Telewizją Białystok. Miejsce znajdujące się przy dość ruchliwej DK 66 odwiedzały znane osoby - do księgi pamiątkowej wpisał się tutaj m.in. aktor Olaf Lubaszenko. Przez cały okres działalności zajazdu, Jana wspierał w różny sposób jego brat Zbigniew.
Finał bez happy endu
Kapitał, z którym Miński pojawił się w Brańsku okazał się zbyt mały jak na planowany rozmach inwestycyjny. Restauratora przerastały również trudności w pozyskiwaniu środków kredytowych na ten cel. Coraz częściej dawały o sobie znać także inne problemy osobiste, które niszczyły dorobek znakomitego kucharza i restauratora.
Mistrz Jan zmarł nagle w listopadzie 2000 w wieku 55 lat. Został pochowany w grobie rodzinnym Miszyków-Mińskich znajdującym się nieopodal bramy głównej brańskiego cmentarza. Teren zajazdu - pozostawiony sam sobie - zaczął popadać w ruinę, a następnie został przejęty przez bank i sprzedany. Pierwotnie w miejscu miał powstać jeden ze sklepów regionalnej sieci, ale ostatecznie działka trafiła do prywatnego właściciela.
Dzisiaj w miejscu po zajeździe „Kumat", znajdującym się w rogu ulic Armii Krajowej i Poniatowskiego nie pozostał najmniejszy ślad dawnej działalności. Pozostały wspomnienia - jedne utrwalone na zdjęciach, inne wyryte w pamięci klientów lokalu.
Jan Miszyk-Miński był lokalnym patriotą, wizjonerem, a zarazem ofiarą własnego talentu i epizodycznych zawodowych sukcesów.
Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego pana Mieczysława Korzeniewskiego.
Kamil Pietraszko