Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się dziś proces apelacyjny wójta gminy Grodzisk, oskarżonego m.in. o przekroczenie uprawnień, nieprawomocnie skazanego na grzywnę i dwuletni zakaz sprawowania tej funkcji. Śledczy zarzucają mu, że podsłuchiwał podwładnych, obrona mówi o prowokacji. Wyrok za dwa tygodnie.
Apelację złożył jeden z obrońców oskarżonego Dariusza Tatarczuka (nie było go w piątek w sądzie, ale za pośrednictwem swego adwokata wyraził zgodę na podawanie jego danych i wizerunku).
REKLAMA
Wójt w najbliższych wyborach znowu ubiega się o to stanowisko; prawomocny wyrok skazujący mu to uniemożliwi. Swoje orzeczenie białostocki sąd okręgowy ma ogłosić 5 kwietnia, czyli dwa dni przed wyborami samorządowymi.
Prokuratura zarzuca mu, że - pełniąc funkcję wójta gminy Grodzisk (powiat siemiatycki) - w grudniu 2020 roku przekroczył swoje uprawnienia w ten sposób, że założył urządzenie podsłuchowe, służące do nagrywania dźwięku, w samochodzie służbowym gminy, którym podróżowały cztery osoby, w tym troje pracowników samorządu.
Według śledczych, oskarżony zrobił to w celu bezprawnego uzyskania informacji - czyli treści prywatnych rozmów tych osób. W październiku ub. roku sąd w Siemiatyczach nieprawomocnie skazał Dariusza Tatarczuka - przy takiej kwalifikacji prawnej - na 6 tys. zł grzywny; orzekł też 2-letni zakaz sprawowania funkcji wójta, obowiązek zapłaty na rzecz każdej z czterech podsłuchiwanych osób po 1 tys. zł zadośćuczynienia oraz zapłaty kosztów sądowych.
Apelację złożył obrońca wójta. Chce uniewinnienia argumentując, że całe zdarzenie było prowokacją wymierzoną w jego klienta. Przed zamknięciem przewodu sądowego sąd uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynów. Chodzi o wyeliminowanie zarzutu dotyczącego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.
REKLAMA
Obrona argumentuje, że nie ma dowodów, które wskazywałyby, że to Dariusz Tatarczuk podsłuch podłożył w służbowym samochodzie. - Nie doszło w toku postępowania sądowego do przełamania zasady domniemania niewinności - mówił mec. Bartosz Wojda w swojej mowie końcowej.
Argumentował, że cała sprawa to prowokacja jednego z ówczesnych pracowników urzędu gminy w Grodzisku, skonfliktowanego z wójtem. Miało chodzić o to, że ów mężczyzna był niezadowolony ze stanowiska, do tego - jak mówił adwokat - doszła jeszcze decyzja wójta dotycząca odmowy przyznania temu pracownikowi lokalu socjalnego.
- Ta decyzja stała się bezpośrednią przyczyną, dla której podjął on działania mające na celu spowodowanie wszczęcia i prowadzenia postępowania karnego w stosunku do mojego klienta - mówił adwokat. Dodał, że dzień, w których znaleziony został podsłuch, był ostatnim dniem obecności w pracy tego pracownika, który złożył wypowiedzenie.
- Ta grupa, która aktu niezadowolenia w stosunku do wójta powinna była dokonać w urnie wyborczej, wykorzystała system wymiaru sprawiedliwości do tego, by spróbować go z tego życia wyeliminować. Zapatrzyli się w Temidę i pomyśleli, że ona jest rzeczywiście ślepa - mówił drugi z adwokatów mec. Krzysztof Czeszejko-Sochacki.
Prok. Dorota Antychowicz z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku wnioskowała o utrzymanie wyroku. W jej ocenie, dowody zebrane w sprawie jednoznacznie wskazują, że to oskarżony założył to urządzenie podsłuchowe. Mówiła o zeznaniach pokrzywdzonych i świadków, opiniach biegłych m.in. z oględzin i badań cyfrowych urządzenia. Odwoływała się też do uzasadnienia wyroku sądu pierwszej instancji, który wersję o prowokacji uznał za linię obrony oskarżonego.
(PAP)
autor: Robert Fiłończuk