Jak nie urok to sraczka - mawia przysłowie pszczół. Musiało akurat popadać i sprzedawcy zaczęli zwijać swoje kramy nawet wcześniej niż zwykle, czyli po godzinie 10.00.
REKLAMA
Ulewa tropikalna to nie była, ale popadało dosyć długo tak po środkowoeuropejsku średnio intensywnie i sprzedawcy, którzy nie mieli czym za bardzo zabezpieczyć swojego towaru zaczęli się powoli składać. W efekcie wielkiego handlu na rynku nie było. W sumie to nic nowego. Lipiec zwykle jest w Bielsku bardziej "mokrym" miesiącem niż np. czerwiec czy sierpień.
Na szczęście większość sprzedawców zdążyła zarobić na tyle, aby było na zwrot paliwa i obiad, a nawet tyle by dzieciom było co do garnka włożyć. W promocji borówki z Podbiela po 18 zł za kilogram, na innych stoiskach trochę drożej, bo po 22 zł. Pomidory od 3,80 zł, ale na ogół w okolicach 6 zł za kilogram. Za wiśnie trzeba było zapłacić 10 zł. Czereśnie trochę droższe, chodziły od 16 zł.
Dobra szwedzka kawa w półkilogramowych opakowaniach po 10 zł jeszcze dostępna. Sprzedawca zapowiada, że za tydzień też będzie. Warto się pośpieszyć, bo nominalna data ważności upływa 22 sierpnia, ale w przypadku kawy to nie tragedia. Nie jest to towar, który szybko się psuje i jak ją wypijemy po dacie to raczej nic nam się nie stanie.
Kiełbasa sucha ze stoiska z wędlinami nie potrzebuje reklamy. Można ją jeść "z ręki" i swoich walorów nie traci, jest na tyle dobra, że w lodówce długo nie poleży.
(ms)
Rynek w Bielsku Podlaskim 20 lipca (Bielsk.eu):