Rankiem trochę poprószyło, później wzeszło słońce. Dzień stał się przyjemniejszy i więcej osób pojawiło się ba bielskiej targowicy. Większa liczba klientów niestety nie przełożyła się za bardzo na większą ilość sprzedających. Raptem może pojawiło się kilka nowych stoisk w w porównaniu do bardzo słabego dla handlu rynku z ubiegłego tygodnia.
I tak to może, jak uważają sprzedawcy, potrwać do marca, czyli do wiosny. Wówczas handel ma ruszyć pełną parą. A tak trochę jest, a trochę go nie ma.
Dziś można było na rynku dostać łopatę do odśnieżania za 25 zł. Był też dosyć duży wybór świec z wosku - typu gromnica. Tego typu świece sprzedawano dziś na rynku od 8 do 12 zł, w zależności od wielkości.
Na szczęście nie zabrakło tego po co bielszczanie także przychodzą na rynek: tańszej niż w sklepie kawy i baterii paluszków. Te akurat towary niemal zawsze na rynku można dostać taniej niż w dyskontach.
Wróciły też sery oraz ciasta własnego wyrobu. Problem był z pieczywem. Sprzedawcy spod Białegostoku jakoś ostatnio omijali Bielsk Podlaski. Może im się nie opłaca, ale np. sprzedawcy jabłek spod Łosic w woj. mazowieckim to i owszem, więc na bielskim rynku bywa on dosyć często.
(ms)
Czwartkowy rynek w Bielsku Podlaskim: