Na zewnątrz szaro, buro i ponuro. Na bielskim ryneczku nie lepiej. Towaru mało, sprzedających i kupujących też niewielu. Doświadczeni handlowcy mówią, że tak jeszcze może potrwać do końca lutego.
Ale nawet w tej poświątecznej bryndzy można znaleźć coś ciekawego. Np. taki karmnik dla ptaków. Nie jakiś tam prosty z desek i sklejki, ale fachowy, widać rękę dobrego wikliniarza i rzemieślnika. Idealny, aby postawić sobie w ogródku, na odpowiedniej wysokości, albo na balkonie, o ile oczywiście sąsiadom nie będzie przeszkadzał. Bo jak wiemy, to różnie z tym bywa. A o tym jak najlepiej dokarmiać ptaki i czym to można się dowiedzieć z radia np. od pochodzącego z Białegostoku doktora Kruszewicza, ornitologa i dyrektora warszawskiego zoo. W swojej branży na pewno jest fachowcem i autorytetem.
Karmnik kosztował 30 zł i w tym wypadku zdecydowanie można stwierdzić, że towar wart był swojej ceny. Bo to dobra robota.
Na innych stoiskach pustawo. Nawet towar, który zwykle schodzi dobrze, czyli ciastka i kawa też był reprezentowany przez jedno stoisko. Zwykle było dwa. Poza tym sprzedawcy widząc co się święci, wcześniej zwijali swoje kramy. Byle do wiosny - chciałoby się napisać.
(ms)
Bielski rynek we czwartek 27 stycznia: