Wczoraj wieczorem gościem Marka Włodzimirowa i Dyskusyjnego Klubu Filmowego była nietuzinkowa postać - Marek Jaroszko, właściciel pierwszej wypożyczalni kaset wideo w Bielsku Podlaskim w latach 90-tych, który opowiedział o początkach swojego biznesu. Ponadto widzowie mieli okazję obejrzeć wybrany przez gościa film: amerykańską komedię z 1989 roku - „Weekend u Berniego”.
- To były ciekawe czasy. Pojawiły się pierwsze magnetowidy i ludzie chcieli oglądać filmy. Ja też pomyślałem o tym, ze jest to dobra okazja na biznes - mówił Marek Jaroszko.
Jak opowiadał, na początku lat 90-tych trzeba było udać się do Warszawy, do studia udźwiękowienia filmów, swoje odczekać w kolejce i można było zakupić wybrane pozycje.
- Wtedy nie było żadnych praw autorskich, a przynajmniej ich nikt nie przestrzegał. W takim studio dogrywano też lektorów do filmu. Niekiedy byli to zawodowcy, jak niedawno zmarły Tomasz Knapik, a niekiedy zupełni amatorzy, jacyś pewnie kuzyni osób tam pracujących, zależało na kogo są trafi - dodał Marek Jaroszko. - Początki nie były łatwe, jakość filmów była często fatalna, zanim w 1993 roku nie pojawili się oficjalni dystrybutorzy, np. ITI, czasem trudno było nawet rozpoznać postacie, ale ludzie i tak poszukiwali nowych filmów. Poza tym i tak brało się wszystko, po dwa filmy nagrywane na kasetę VHS. Poza tym telewizji też nie było za dużo, bo były tylko dwa programy. Wtedy dosłownie nie było niczego, aby zdobyć jakieś akcesoria do wypożyczalni, pojechałem polonezem z kuzynem do Niemiec, do Berlina Zachodniego - wspominał Jaroszko.
Aby w tym czasie otworzyć wypożyczalnię wideo, należało uzyskać zezwolenie z ministerstwa, zarejestrować się w ZUS-ie i Urzędzie Skarbowym i można było działać. O nowe filmy zawsze było ciężko, więc też często kursowały tzw. kopie kopii, ale to nikomu nie przeszkadzało. Wypożyczalnia Marka Jaroszko była pierwsza w Bielsku i mieściła się przy Delikatesach. Później w mieście funkcjonowały średnio 3-4 wypożyczalnie, a w najlepszym okresie nawet pięć.
Marek Jaroszko przyznawał, że na początku dało się nawet dobrze zarobić na takiej działalności. Z czasem poprawiła się też jakość filmów. Na rynek weszli profesjonalni dystrybutorzy kaset wideo, zaczęli krążyć tez przedstawiciele handlowi z ofertą filmów.
- Z czasem też i klient już się nasycił, zrobił się bardziej wymagający i zaczął zwracać uwagę na jakość - przyznał Jaroszko.
Pod koniec lat 90-tych pojawiły się też filmy na DVD, a następnie internet i możliwość ściągania filmów z sieci, co praktycznie położyło biznes wypożyczalni.
- Nie zostałem sam z kasetami, udało mi się większość sprzedać takiej firmie z Łodzi, która je skupowała. Trochę zostawiłem sobie. Mam też magnetowid i mogę je odtwarzać. Lubię kasety wideo, wydaje mi się, że w odróżnieniu od płyt DVD mają duszę - opowiadał Jaroszko.
Nieodłącznym elementem wypożyczalni wideo, były też filmy erotyczne i pornografia.
- Wiadomo, że owoc zakazany, smakuje najlepiej. Ludzie przychodzili, niekiedy się krępowali, ale zawsze byli na takie kino amatorzy, niektórzy dopytywali się nawet szczegółów fabuły. Zwykle najlepiej szła sensacja, filmy z Rambo czy Schwarzeneggerem, dużo tez ludzie wypożyczali bajek dla dzieci, bo pojawiła się taka możliwość i nie trzeba było czekać do dobranocki. Pornografia była na oddzielnej półce, albo za kotarą. Zawsze też były osoby, które zapominały oddać filmy, czy też nawet kradły kasety. Wysyłało im się upomnienia, ale w sumie gra nie była warta świeczki i straty z tego tytułu były wkalkulowane w biznes - dodał Jaroszko.
(ms)
Dyskusyjny Klub Filmowy w Bielsku Podlaskim: