Józef Gliński, syndyk masy upadłościowej SM Bielmlek zapowiedział, że po świętach roześle do rolników wezwania do uzupełnienia udziałów w mleczarni. Podkreślił też, że będzie wzywał rolników, by wyrównali owe udziały do kwoty 50 tys. zł, tę bowiem uznał za obowiązującą. Nie będzie domagał się wyrównania do 100 tys. zł.
Syndyk dodał też, że w wezwaniach poda dość krótki termin zapłaty. W rozmowie z rolnikami przyznawał jednak, iż uwzględnia możliwość rozbicia płatności na części, w sytuacji, gdy ktoś nie jest w stanie zapłacić całości. Wezwanie takie otrzyma 776 rolników będących członkami spółdzielni.
Przedstawiciele gospodarzy wysłali do naszej redakcji list, podkreślając, iż rolnicy nie muszą iść syndykowi na rękę i mogą sprawę przeciągać.
Treść tego listu opublikowaliśmy w artykule: Rolnicy piszą do syndyka [LIST]
Na pismo szybko odpowiedział sam syndyk, odnosząc się do stwierdzenia, jakoby miał wprowadzać rolników w błąd. Podkreślił, że zawsze uczciwie informował o bieżącej sytuacji, a jego postępowanie podyktowane jest obowiązującym prawem.
Całość odpowiedzi w artykule: Syndyk odpowiada: zawsze udzielałem rzetelnej informacji o stanie faktycznym upadłości i moich obowiązkach [SKAN]
Syndykowi trudno zaprzeczyć. Podczas rozmów z rolnikami wielokrotnie powtarzał, że on robi to, co nakazuje mu prawo, a to każe mu reprezentować interesy wierzycieli. Jego obowiązkiem jest domaganie się wyrównania udziałów przez członków spółdzielni. Przyznawał jednak, że rolnicy powinni dbać o swoje interesy. I na wezwania mogą odpowiadać odmową.
- To, że wysyłam wezwania nie znaczy, że zaraz pójdę siekierą wyrąbywać majątki rolnikom - mówił Józef Gliński.
Jak jednak podkreślił, za długi spółdzielni odpowiadają wszyscy, którzy byli członkami Bielmleku na rok przed upadłością spółdzielni.
Członkiem spółdzielni przestaje się być miesiąc po tym, jak otrzymało się na piśmie informację o tym, iż z listy członków zostało się skreślonym. Po tym terminie jeszcze rok odpowiada się za długi spółdzielni. Przynajmniej z takiego założenia wychodzi syndyk. Znaczna część rolników zawiadomienie o skreśleniu z listy członków spółdzielni otrzymało w drugiej dekadzie lutego 2020 roku. Dodając do tego miesiąc i rok, wychodzi na to, iż w momencie ogłaszania upadłości spółdzielni (8 marca) odpowiadali jeszcze za jej długi. Część rolników złożyła wnioski o skreślenie z listy członków jeszcze w grudniu 2019 roku, ale obowiązywało ich 3-miesięczne wypowiedzenie. Oni także otrzymali informację o skreśleniu z listy członków w drugiej dekadzie lutego 2020 i do tego terminu znów trzeba dodać miesiąc. I tak jak do pozostałych, także do nich syndyk wyśle wezwania do wyrównania udziałów.
Co teraz mogą robić rolnicy?
Jak napisano w liście do syndyka, mogą nie płacić i ostatecznie sprawę będzie rozstrzygał sąd. Same te procedury mogą potrwać kilka lat. Czy to oznacza, że nie będą musieli płacić?
Niestety, w tym przypadku raczej może zadziałać zasada „co się odwlecze, to nie uciecze". Oczywiście jest nadzieja, że po protestach, interwencjach posłów problem rolników zostanie rozwiązany systemowo lub po prostu rozstrzygnie się w sądzie. Może to być proces zbiorowy, gdzie prawnicy będą reprezentować grupę rolników lub sprawy, na których spotkają się syndyk z pojedynczymi rolnikami.
Sprawę w sądzie mogą założyć sami rolnicy lub, jeśli ktoś nie będzie płacić, zrobi to syndyk, by otrzymać nakaz egzekucji. Taka sprawa rzeczywiście może trwać nawet kilka lat, ale może też zakończyć się szybciej, wszystko zależy od tego, ile czasu sąd będzie potrzebował na rozpatrzenie kwestii i ile materiałów dowodowych przedstawią strony. Praktycznie sytuacja większości rolników jest podobna. Po jednym wyroku można już spodziewać się, jakie będą kolejne, choć warto przyjrzeć się uzasadnieniu.
Warto jednak pamiętać, że przed sądem nieważne są emocje czy poczucie krzywdy, tylko prawo. Często powtarzane wśród rolników stwierdzenie, iż za długi spółdzielni powinni odpowiadać prezes lub rada nadzorcza, bo to oni zaciągali kredyty, w kontekście rozprawy o wydanie nakazu egzekucji, nie będzie zbyt silnym argumentem. Jeśli lepszego nie ma, to - jakkolwiek to brutalnie by nie brzmiało - warto już zbierać pieniądze na spłatę udziałów.
Jeśli syndyk w sądzie otrzyma nakaz egzekucji, to wtedy już nie ma dyskusji. Jeśli rolnik nie zapłaci, zaległe udziały będzie ściągał komornik. To z kolei dodatkowe koszty dla rolników. Bo koszty egzekucji najczęściej spadają na dłużnika. W dodatku, jeśli dojdzie do sytuacji, że komornik będzie sprzedawał majątek rolników, to najczęściej dobra te zbywane są taniej niż wynosi ich wartość. Komornikowi zależy na możliwie szybkiej sprzedaży. W uproszczeniu wygląda to tak, że jeśli będzie musiał zdobyć 20 tys. zł i rolnik takiej kwoty nie zapłaci, to sprzeda np. hektar jego pola. Jeśli za hektar nie uzyska oczekiwanej kwoty 20 tys. zł plus koszty, to sprzeda go taniej i zajmie kolejny hektar.
Wszystkie te argumenty rolnicy muszą brać pod uwagę, odwlekając termin zapłaty. Po prostu to się może opłacać, ale tylko do pewnego momentu. Z pewnością na etapie, gdy do sprawy wchodzi komornik, odwlekanie zapłaty może nie być najlepszym wyjściem.
Czytaj więcej: W Bielmleku kolejny protest rolników. Syndyk mówił o udziałach w spółdzielni [FOTO, WIDEO]
(bisu)