Niedzielnego wieczora - zaraz po meczu reprezentacji Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie - udało nam się porozmawiać z Mateuszem Borkiem, dziennikarzem Polsatu, znanemu kibicom nie tylko jako ekspert od piłki nożnej, ale i od boksu. Od pewnego czasu głośno jest o jego dokonaniach w roli pięściarskiego promotora, który ma za sobą organizację kilku udanych gal zawodowych z udziałem m.in. Tomasza Adamka. Popularny „Mati" wypowiedział się m.in. w temacie podlaskich pięściarzy oraz najważniejszych walk w światowym boksie.
Kamil Szeremeta właśnie zadebiutował za oceanem. Pierwszy rywal nie był za bardzo wymagający i szybko skończył na deskach. Z kolei niemal przesądzone jest, że kolejnym przeciwnikiem białostoczanina będzie sam Giennadij „GGG" Gołowkin, były wielokrotny, a ostatnio świeżo upieczony mistrz świata (IBF). Co może czekać Kamila i jak określa pan jego szanse w pojedynku o mistrzostwo świata w wadze średniej?
- W boksie nikomu nie wolno zabierać szans. Tutaj decyduje czasami ułamek sekundy nieuwagi i jeden cios nokautuje zdecydowanego faworyta. Generalnie było widać w ostatnim występie mistrza z Kazachstanu z Siergiejem Derewiaczenką, że Gołowkin się starzeje, a pewne elementy jego rzemiosła nie są tak dobre jak kilka lat temu. Czy to w znacznym stopniu zwiększa szanse Kamila na wygranie tej walki? Nie sądzę. Rozumiem tę walkę od strony biznesowej, ponieważ jego kariera była prowadzona w ten sposób, że raczej nie było błyskawicznego podnoszenia poziomu przeciwników. Wiadomo, że dojście do tytułu mistrza Europy, wygrywanie walk wyjazdowych to cenne „skalpy", ale dotychczasowi oponenci byli bardzo przeciętni w skali światowego boksu: Goddi, Francilette, teraz miała być walka z Signanim. Tak więc skoro otworzyła się szansa, by zaboksować o pas i za duże pieniądze - bo będą duże pieniądze na stole dla Szeremety oraz dla jego promotora - to też Kamilowi o to chodzi w tym sporcie. Że jeśli się obijasz całe życie i dostajesz w głowę, to nawet jak masz taką walkę o mistrzostwo świata przegrać, to swoją szansę dostałeś, a wypłatę otrzymujesz dużą większą niż za wszystkie swoje stoczone dotychczas zawodowe pojedynki. Serce i sympatia do Kamila chciałaby mówić inaczej, natomiast myślę, że zdecydowanym faworytem do wygrania tej walki i to przed czasem jest Gołowkin. Uważam po prostu, że u Szeremety nie było przejścia kolejnych etapów, kolejnych poziomów. Mistrzostwo Europy fajnie wyglądało pijarowo, natomiast rywal dobrany dla Kamila na amerykański debiut nie wygrał z nikim znanym. Lutowy pojedynek może okazać się zderzeniem z trzema poziomami wyżej, a ono w najnowszej historii polskiego boksu kończyło się dla naszych zawodników dosyć boleśnie...
Skoro jesteśmy w temacie walk o mistrzostwo świata, to nie mógłbym nie zapytać o pojawienie się takiej szansy dla Adama Kownackiego, który jest ciągle głośno wymieniany jako przyszły pretendent do tego tytułu w królewskiej kategorii wagowej. Czy w ciągu najbliższego roku możemy liczyć na taki scenariusz?
- To wszystko jest jednym wielkim biznesem - zobaczymy, co się wydarzy w walce rewanżowej Andy'ego Ruiza z Anthonym Joshuą. Mam takie przeczucie, że będziemy mieli tam powtórkę z rozrywki, czyli ponowne zwycięstwo amerykańskiego Meksykanina i wtedy może będzie łatwiej zorganizować pojedynek Ruiza z Polakiem. W grę wchodzi oczywiście Deontay Wilder, ale wiemy, że jego grafik jest napięty, bo zaraz czekają go ponowne spotkania z Luisem Ortizem i Tysonem Furym. Nie wiem ile Adam będzie musiał czekać na swoją szansę. Myślę, że łomżanin z Brooklynu będzie szukał - w czasie oczekiwania na „title shot" - łatwiejszych rywali dla podtrzymania aktywności i wysokiego miejsca w rankingach, wychodząc do ringu ze świadomością bycia faworytem. Prawdopodobnie kolejny pojedynek rozegra pod koniec stycznia albo w lutym.
W przestrzeni medialnej pojawił się pomysł na zorganizowania starcia Krzysztofa Zimnocha z Mateuszem Masternakiem. Jak wiemy, Podlasianin od ponad dwóch lat nie boksował na zawodowych ringach, a popularny Master podjął niecodzienną decyzję o... chęci startu na IO, w której Polska czeka na medal od ponad 27 lat. Skoro na taki pojedynek nie ma już szans, to skupmy się po kolei na każdym z wymienionych pięściarzy i tym, czego możemy się po nich spodziewać. Proszę o komentarz.
- Krzysiek chciał takiej walki, takiego powrotu właśnie na mojej gali. Z kolei Mateusz otrzymał ofertę z Rosji, by zaboksować z jednym z czołowych cruiserów świata, natomiast tam te historie kontraktowe się przeciągały, a byliśmy nauczeni sytuacją sprzed kilku miesięcy, gdy Rosjanie zwlekali z wysłaniem nam kontraktu na walkę z Alekseiem Egorovem i ostatecznie do niej nie doszło. Wiadomo, że Master ma żonę, ma dzieci - rodzinę na utrzymaniu - i dlatego podjął się również etatowej pracy w wojsku, będąc zarazem zawodnikiem klubu Śląsk Wrocław. On pewnie zaprezentowałby się na wspomnianej już mojej gali w Dąbrowie Górniczej, ale jej termin pokrywa się z MP w boksie olimpijskim, będącymi pierwszym etapem kwalifikacji olimpijskich. Jeżeli zostanie czempionem kraju, to pojedzie potem na turniej międzynarodowy i ewentualnie - czego mu bardzo życzę - wystąpi w Tokio. Wiem, że potem zamierza wznowić karierę zawodową. Na ten moment klub na pewno pomoże mu w odpowiednim przygotowaniu do zakładanego startu olimpijskiego, a rodzina będzie cały czas blisko Mateusza, z czego też na pewno wszyscy się cieszą.
Wracając do Zimnocha - wiemy, że chce wrócić jako zawodnik wagi junior ciężkiej, mówi o swojej motywacji do takiego występu i jest gotowy wyjechać do Anglii, do swojego trenera. Uważam, że są to sprawy bardzo osobiste - ja za nikogo nie umrę, więc nie będę mu mówił jak ma żyć, jakie ma podejmować decyzje. Jeżeli Krzysiek uważa, że jest zdrowy, że ma dalej w sobie ogień i pasję do uprawiania boksu i nie jest to związane tylko z tym, że zarobi kilkadziesiąt tysięcy złotych za walkę, to niech boksuje. Z kolei jeśli sam gdzieś wewnątrz czuje, że trochę zdrowia już w ringu stracił i została na nim rysa po porażce z Abellem, jeśli choć trochę ma wątpliwości i choć trochę się boi, to do ringu już nie powinien wchodzić.
Co dalej z grupą Dariusza Snarskiego, a zwłaszcza w kwestii Timura Kuzakhmedova - młodego, perspektywicznego Ukraińca walczącego w Polsce? Czy 24-latek stanie się w niedalekiej przyszłości liderem białostockiej stajni?
- Darek poprosił mnie na początku tego roku, by mój zawodnik wystąpił przeciwko Timurowi na gali w Poznaniu, na co się zgodziłem. Michał Chudecki jednak okazał się na tym etapie za trudnym rywalem dla Kuzakhmedova, który wypłynął wtedy na zbyt głębokie wody i po prostu doświadczony przeciwnik zabrał go do szkoły boksu. Poznaniak to w końcu zawodnik, który przez kilka lat mieszkał w USA i sparował tam z zawodnikami takimi jak Garcia, czy nawet sam Mayweather junior. Młodego Ukraińca czeka wiele pracy, budowania i nie wiadomo czy w ogóle stanie się on błyskawicznie motorem napędowym grupy.
Czyli na zagraniczne wyzwania, np. w Wielkiej Brytanii jest jeszcze dla Timura za wcześnie?
- Wiadomo jak bywa z takimi wojażami. Zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich, gdy myślisz, że możesz coś ugrać w ringu, to będzie kończyło się tak jak właśnie z Darkiem Snarskim, którego rekord na papierze wynosi 33-32-2, a z angielskim promotorem może przekroczyłby nawet liczbę 60 wygranych, bo boksować to on potrafił. Ale wiemy, że wszystkie ciasne walki szły na korzyść jego rywali, bo np. na takim zwycięstwie nad Polakiem można było promować karierę młodych prospektów - nazwisko Snarski było dla nich paliwem na drodze do większych walk. Darek mógł się więc cieszyć jedynie z zarobionych tam pieniędzy. Jeżeli dzisiaj promotor z Podlasia ma środki, ma przekonanie, że zawodnik z niższych wag, pochodzący z zagranicy jest w stanie ogniskować uwagę, sprzedawać bilety i kibic będzie czuł z nim identyfikację, to niech próbuje. Pamiętam, że w swoim teamie mistrza świata posiadał śp. Andrzej Gmitruk, a boksowali tam przecież m.in. Adamek, Wach, Masternak, jednak wielkiego biznesu specjalnie tam nie widziałem. Dzisiaj podobnie jak z Timurem na pewno jest z utalentowanym Fiodorem Czerkaszynem, który kocha Polskę, bo tutaj żyje i występuje, ale pozostaje Ukraińcem - nie chce zmieniać flagi i hymnu, pod którymi wchodzi do ringu. Powtórzę więc - uważam, że od strony biznesowej jest ciężko przekonać Polaków do identyfikacji z pięściarzem, który nie jest Polakiem.
W tym miesiącu obserwowaliśmy debiut Oleksandra Usyka w wadze ciężkiej. Ukrainiec wcześniej w kategorii junior ciężkiej zdobył wszystko - zunifikował cztery najważniejsze pasy mistrzowskie, otrzymał pas magazynu „The Ring", wygrywając zarazem turniej WBSS. Czy można przewidywać odnoszenie przez niego kolejnych sukcesów, tym razem w gronie klasycznych „ciężkich"?
- Usyk jest na pewno zawodnikiem nietuzinkowym, trudnym dla rywala, zwłaszcza tak statycznego jak Chazz Whiterspoon, natomiast umówmy się: Chazz Whiterspoon to nie jest żaden gigant kategorii ciężkiej, on nawet nie znajduje się w jej szerokiej czołówce. Proponowałem mu kiedyś aż 3 razy, by przyjechał do Polski zaboksować z Tomkiem Adamkiem, ale za każdym razem odmawiał, chcąc o wiele większych (wręcz niebotycznych) pieniędzy, by „sprzedać" swój sprytnie zbudowany rekord raz i za dobrą kasę. Taka szansa pojawiła się właśnie teraz, dzięki propozycji ze strony Usyka. Czy Ukrainiec zostanie mistrzem świata w królewskiej kategorii wagowej? Wszystko zależy od tego, z kim będzie o ten tytuł boksować. Potencjalnie największe szanse miałby z Andym Ruizem z racji jego warunków fizycznych, choć wcale nie musiałby być dla niego łatwym rywalem i jego wygrana nie byłaby niczym zaskakującym. Aktualny mistrz świata ma jednak szybkie i ciężkie ręce i nie wiadomo jak Oleksandr znosiłby jego najsilniejsze ciosy. Ogólnie Ukrainiec raczej nie byłby faworytem w starciach z tzw. „dużymi ciężkimi" - wysokimi, masywnymi z nokautującym uderzeniem. Słowem: od teraz czekają go o wiele trudniejsze pojedynki niż w niższej kategorii wagowej.
Czołowym polskim pięściarzem, nadzieją naszego rodzimego boksu jest Robert Parzęczewski. Jak wiemy, jest z panem silnie związany, pomaga mu pan w prowadzeniu zawodowej kariery. Niedawno walczył z Patrickiem Mendym, który nie może pochwalić się efektownym rekordem (18-15-3). Popularny „Mister KO" wygrał z nim na punkty, jednak miał do siebie pretensję, że nie udało mu się go znokautować i pokazać należycie swoich umiejętności. Co dalej z częstochowianinem? Proszę uchylić nam rąbka tajemnicy odnośnie jego najbliższej przyszłości.
- Owszem, pomagam w prowadzeniu kariery Roberta (wespół z jego promotorem Mariuszem Grabowskim z grupy Tymex), dając mu możliwość zaprezentowania się w walkach wieczoru na organizowanych przez siebie galach. Czy jego ostatni występ mnie zawiódł? Nie. Ani nie zawiódł, ani nie zaskoczył. Patrick Mendy ma oczywiście 15 porażek w rekordzie, ale powiedzmy, że z tego grona to pewnie 11 jest nieprawdziwych - walki były bardzo bliskie, ale niestety nie na kartach sędziowskich. Mendy sparuje regularnie z praktycznie całą czołówką angielską, a nawet światową począwszy od kategorii średniej, aż do nawet junior ciężkiej. Wiedziałem, że Robertowi przede wszystkim brakuje odpowiedniej liczby rozegranych rund - z racji na wiele szybkich nokautów na swoim koncie - oraz pojedynku z zawodnikiem o kompletnie innym ringowym stylu. Chcąc dobrze przygotować się do przyszłej szansy mistrzowskiej, Robert nie może więc mierzyć się tylko z zawodnikami o wprawdzie dobrym rekordzie, ale pasującymi mu stylowo. Dlatego popularny Arab potrzebował wreszcie przeciwnika niewygodnego, śliskiego, boksującego na świetnym balansie i z dobrym blokiem. Pojedynek z Mendym był bardzo cenną lekcją i myślę, że te 10 rund z Częstochowy da mu zdecydowanie więcej niż te kilka nokautów w pierwszym lub drugim starciu z poprzednich walk. 23 listopada do Dąbrowy Górniczej przyjedzie już zawodnik inny - Ryan Ford. Ów Kanadyjczyk jest silny, potrafi nokautować, a do tej pory mierzył się z wieloma pięściarzami z czołówki kategorii super średniej. Myślę, że w tym przypadku będzie on bardziej odpowiadał Parzęczewskiemu, a kibice będą być może świadkami niezłej, efektownej bitki w ringu.
Dziękuję za rozmowę.
Kamil Pietraszko