Podlasie, tak jak i Rzeczpospolita w pierwszej połowie XVII w. padała często ofiarą epidemii zwanej wówczas morowym powietrzem. Zaraza z reguły była poprzedzona klęską głodu, która zmniejszała odporność ludzi na infekcje. Wiemy o tym m.in. na podstawie korespondencji Stanisława Kurosza, który administrował dobrami orlańskimi i relacjonował wszystko właścicielowi dóbr Krzysztofowi Radziwiłłowi.
Stanisław Kurosz urodził się ok. 1584 r. w Woli Kuroszowej w województwie sandomierskim. Był arianinem. W 1621 r. został starostą orlańskim i był nim do 1635 r., gdy zastąpił go Jan Pękalski. Kurosz był jednym z najbardziej zaufanych sług radziwiłłowskich i sekretarzem księcia hetmana. Jeździł na sejmy do Warszawy, z których zdawał listowną relację swojemu patronowi. Uczestniczył w sejmikach, gdzie zabiegał o wpływy dla Radziwiłłów. Książę wyznaczył go na swego pełnomocnika kontaktach z duchowieństwem katolickim. Był też odpowiedzialny za zaciąg eskorty sejmowej dla księcia. Jeździł na dwór Zygmunta III Wazy, aby zabiegać o królewskie względy dla Krzysztofa Radziwiłła w okresie jego niełaski. Zmarł w 1646 r.
W zarazie upatrywano często kary boskiej za grzechy ludzi, w związku z tym z reguły podczas epidemii wzrastała pobożność mieszkańców. Stawiano też specjalne krzyże i kolumny morowe. Jedynym skutecznym sposobem, by zapobiec zarazie w XVII w. była izolacja od świata zewnętrznego. Ustawały podróże, zamierał handel, zakazywano wszelkich zgromadzeń, zamykano szynki i karczmy, przestawały działać instytucje administracyjne, m.in. sejmiki i sądy. Nie wpuszczano do miast i wsi osób z zewnątrz, a jeśli nawet to robiono, to po odpowiednim czasie kwarantanny. Czasem także i przedmioty takiej osoby były poddawane kwarantannie. Zamykano bramy wjazdowe do miast, a w niektórych wznoszono także okopy morowe, które miały zapobiegać wjazdom osób chorych. Duże miasta organizowały specjalne służby, na których czele stał burmistrz morowy. Zatrudnieni przez te władze tzw. wyganiacze ubóstwa usuwali z miasta żebraków, którzy byli podejrzewani o roznoszenie zarazy. Jeśli ktoś w danym domu się zaraził, budynek był „zabijany”. Oznaczało to, że był zamykany, izolowany i pilnowany, by nikt z jego mieszkańców nie wydostał się na zewnątrz. Władze „powietrzne" organizowały także lazarety i izolatoria, gdzie kierowano zadżumionych. Miasta w regulacjach na czas zarazy nakazywały utrzymanie czystości, a także pozbywania się z miast psów i kotów. Dla pojedynczych osób i rodzin najlepszym rozwiązaniem była ucieczka w miejsce od zarazy wolne. Niektórzy przenosili się np. do okolicznych lasów, gdzie w tzw. budach przeczekiwali czas epidemii..
W swoich listach do Krzysztofa Radziwiłła Stanisław Kurosz wspominał o sześciu latach klęsk moru: 1621, 1624-1625 i 1629-1631. Kurosz w pierwszym zachowanym liście do Krzysztofa Radziwiłła z 1621 roku pisał, że w okolicy Orli „stolarza dobrego nie masz. Był jeden w Bielsku i ten umarł powietrzem”. W tym samym liście wspominał, że w Orli zmarł komornik księcia hetmana i „pokazały się na nim znaki morowe”. Zaznaczał jednak i dziękował Bogu, że nikt inny się nie zaraził.
Kurosz w liście z 21 czerwca 1624 r. pisał Radziwiłłowi, że był ogromny nieurodzaj w Orli i na Podlasiu, i że „wielkiego głodu wyglądamy”. Nadmieniał także o panującej w okolicy wielkiej drożyźnie. Morowe powietrze opanowało także starostwo narewskie leżące między Bielskiem a Zabłudowem. Kurosz przekazał informację, że w dobrach orlańskich także pojawiło się „powietrze", a mianowicie we wsi Szernie. Pisał także, że o „sporządzaniu i gotowaniu dla WKsM na sejm w Warszawie trudno myśleć i przystąpić, bo co żywo stamtąd ujeżdżać".
Dokładniejszych wiadomości na temat panującej w Warszawie i dobrach orlańskich zarazy dostarcza list Kurosza do księcia hetmana z 13 grudnia 1624 r. Wspominał on, że wyjechał z Warszawy ze względu na morowe powietrze i przełożenie sejmu na 2 stycznia 1625 r. Było to podyktowane rozmiarami epidemii. Pisał dalej, że Krzysztof Wiesiołowski, marszałek nadworny litewski, został zobligowany do codziennego zdawania relacji królowi o liczbie zgonów w stolicy. Opisywał następnie, że według tych relacji „umiera ludzi na dzień od godziny do godziny w różnych miejscach po kilkunastu”.
W dobrach orlańskich doszło do „zapowietrzenia” wsi Szernie i Topczykały. W obawie przed rozszerzeniem się zarazy chłopi nie odrabiali pańszczyzny, a dwór w Orli zamknięto dla postronnych. Kurosz obawiał się, by „do dwora abo do folwarku chłopi powietrza nie zanieśli”. Obawa była słuszna, gdyż gumienny z folwarku mikłaszewskiego, leżącego w dobrach orlańskich, wykradł się w nocy do Topczykał, gdzie się został zainfekowany. Zaraził też dziewkę folwarczną, która zmarła.
W normalnych okolicznościach Kurosz wykorzystywał bojarów putnych do wożenia listów. Jednak wtedy zapowiedział Radziwiłłowi, że nie może tego robić, gdyż we wsiach, w których ci mieszkali pojawiły się symptomy epidemii. Kurosz obawiał się, że we wszystkich wsiach dóbr orlańskich mogło dojść do klęski głodu, bo panowała tam „wielka nędza i ciężkie ubóstwo. Pożywić się trudno”. Dalsze doniesienia dotyczyły już początku 1625 r. Mimo, iż z reguły zarazy morowe przygasały w okresie zimowym, tym razem było inaczej. 15 stycznia Kurosz pisał, że „powietrze dotąd nie ustawa na Podlasiu i (...) szerzy się bardziej”. W dobrach orlańskich zaraza wciąż trwała w Topczykałach i Szerniach, gdzie „ludzie co dzień umierają”. Mór pojawił się także w jednej chałupie w Rudołtach. Kurosz pisał także, że w Szerniach i Topczykałach umarły już 54 osoby, aczkolwiek wciąż ginęli kolejni. W Bielsku mór miał dogasać, to samo w starostwie kleszczelowskim.
Kolejne listy pochodziły z 1625 r. 19 kwietnia Kurosz wspominał, że „plaga boża morowego powietrza poczęła się odnawiać na Podlaszu różno, ale i w majętności orlańskiej”. Zaraza utrzymała się w Szerniach, w których obawiał się Kurosz, że nikt nie zostanie przy życiu.
Mór pojawił się także w dwóch domach w innych wsiach orlańskich – Werweczkach i Koszelach. W samej Orli zaraził się i zmarł tamtejszy pop. Narzekał także na wielki głód wśród ubogiej ludności dóbr orlańskich i na to, że nie ma czym ich poratować. Miesiąc później Kurosz donosił o ciągłym rozszerzaniu się zarazy na Podlasiu.
Epidemia utrzymywała się w Szerniach, Koszelach i Werweczkach. Starosta orlański dość szczegółowo to opisał: „Ta wieś Szernie rozumiem, że już wszystka wymrze. Już tam umarło sto człowieka i jedno, wszyscy gospodarze pomarli z żonami i dziećmi. Jeszcze jeden bojarzyn żyje i to już u niego dwoje ludzi umarło i jedna chałupa, której nic nie ruszyło”. Zmarli też dwaj gumienni z folwarku mikłaszewskiego wraz z prawie wszystkimi mieszkańcami swoich domów.
Lepiej wyglądała sytuacja w pozostałych wsiach. W samej Orli dochodziło także do nielicznych zachorowań. Zmarły dzieci wspomnianego wyżej popa, „zapowietrzyły” się także dwa domy żydowskie.
W lipcu 1625 r. zaraza nie słabła. Kurosz, może z pewną przesadą, pisał o morowym powietrzu, które opanowało wszystkie miasta podlaskie: „I w Bielsku temi czasy barzo się zajęło, że już żadnego miasteczka na Podlaszu wolnego nie masz”. Wspominał jednak, że w Orli wszyscy zdrowi, za to w Szerniach żył już tylko 1 bojar, któremu zmarło w domu już sześć osób. Dalej pisał, że z powodu zarazy w Lublinie odwołano Trybunał Koronny i przeniesiono go na następny rok. Podsumowując te doniesienia stwierdził, że „po innych miastach mrze”.
Według relacji Kurosza z końca września 1625 roku nadal było bardzo niebezpiecznie. Król, który wyjechał z Warszawy do Ujazdowa, musiał i stamtąd uciekać do Osiecka, gdzie też się szybko „zapowietrzyło”. Ludzie umierali także na dworze królewskim: „pokojowy, który króla rozbierał w nocy umarł i we dworze w Ujazdowie kilkoro ich umarło”.
Na początku 1626 r. mór przycichł na terenie Korony. Kurosz pisał zaś 26 stycznia 1626 r., że posłowie i senatorowie zjeżdżali się na sejm do Warszawy. Jednak część z przybyszy bała się ponowienia moru w stolicy i cierpliwie czekała na granicy miasta. Wspominał ostatecznie dalej, że „z łaski bożej, dotąd cicho od powietrza”.
Kolejne doniesienia o zarazach pochodzą z 1629 r. i wiążą się z wojną Rzeczpospolitej ze Szwecją o ujście Wisły. W liście z 29 sierpnia Kurosz donosił Krzysztofowi Radziwiłłowi niepewne jeszcze wieści o morowym powietrzu w obozie wojsk polskich w Prusach Królewskich. Dwa tygodnie później pisał już potwierdzone informacje o niezmiernie silnej epidemii w obozie polskim znajdującym się w okolicy Żuław elbląskich. Umierali żołnierze, ale i słudzy królewscy, np. niejaki Przyłęcki.
Sam Kurosz wysłał do obozu po wieści dwóch orlańskich bojarów, ale później dowiedział się, że jeden z nich zachorował i zmarł, o drugim zaś słuch zaginął. Starosta orlański posyłał do wojsk polskich swoich ludzi z wielką obawą, gdyż bał się, że mogą przynieść mór do Orli. Minęły zaledwie 3 tygodnie, a 15 października Kurosz donosił już nie tylko o groźnej epidemii w obozie wojsk polskich, ale także o tym, że morowe powietrze dotarło już do Warszawy. Nie tylko samo miasto padło ofiarą epidemii, ale także miejscowości leżące przy gościńcu z Warszawy do Torunia.
Cztery dni później w kolejnym liście Kurosz pisał, że „powietrze morowe barzo się szerzy wszędzie”. W Warszawie „zapowietrzyło” się przy rynku i okolicznych ulicach. Ofiarą moru padły także wsie w okolicy miasta. Taka sama sytuacja panowała w Lublinie i okolicznych wsiach, a „na Podlasiu około Tykocina i indziej”. Największa zaraza panowała w Prusach, gdyż tam było ognisko epidemii, którą przenoszono stamtąd na inne obszary.
W listopadzie epidemia szerzyła się w Warszawie, mimo to król nie chciał przełożyć momentu zwołania sejmu, który miał tam obradować. Jednak w obawie o swoje zdrowie, przeniósł się z rodziną do Osiecka. W Orli w jednym domu żydowskim dwie osoby zmarły na skutek dżumy. Szczęśliwie był to odosobniony przypadek, za to w pobliskim starostwie bielskim pojawiły się zachorowania. Pod koniec listopada morowe powietrze opanowało sporą część ziemi bielskiej. Inny urzędnik radziwiłłowski Berzeński z Zabłudowa pisał, że mór jest w Bielsku i wsi podmiejskiej Augustów, we wsi Strabla (pomiędzy Bielskiem a Surażem), w Surażu i wsi Biele (parę kilometrów na zachód od Zabłudowa). Wspominał także, że „w Tykocinie w mieście i na zamku, po folwarkach i po wsiach koło Tykocina barzo wielkie powietrze. Zaczyna i teraz w Zabłudowie”.
Kurosz zaś 4 stycznia 1631 r. pisał do swojego patrona, że „18 stycznia król wyjeżdża do Warszawy, gdzie od powietrza jeszcze nie wolna calie, bo w zamku samym ludzi czworo powietrzem umarło”. Była to ostatnia informacja o morowym powietrzu zawarta w listach z Radziwiłłem.
Stanisław Kurosz w swej korespondencji wspominał także o zastosowanych przez siebie i innych środkach ochronnych i zaradczych w czasie zarazy. W liście z 1 września 1624 r. pisał, że wysłał posłańca do Krzysztofa Radziwiłła, ale nigdzie nie chcą go przepuścić na traktach, ani nie wpuszczają nikogo do miast i wsi ze względu na epidemię. 13 grudnia 1624 r. informował, że mieszkańcy dóbr nie chodzili odrabiać pańszczyzny z uwagi na możliwość rozprzestrzenienia zarazy. Zamknięto miasto i dwór. Starosta pomagał mieszkańcom, którzy zachorowali, by nie umierali z głodu: „zapowietrzonym po trosze dałem żyta na chleb z gumna WKsM [Krzysztofa Radziwiłła – M.S.] i soli u szlachcica jednego wyborgowawszy, strzegąc tego, aby już ze wsi nie wychodzili i ludzi nie zarażali”.
Robił to, gdyż najwyraźniej zdarzyło się, że zadżumieni, głodni poddani wychodzili z domów w poszukiwaniu jedzenia. Zakazano chodzić do „zapowietrzonych” wtedy wsi Szerni i Topczykałów, czego jeden z gumiennych folwarku mikłaszewskiego nie posłuchał i się zaraził. Kurosz nakazał go wygnać z dóbr orlańskich. W maju 1625 r. pisał o trzymaniu zadżumionych domów i wsi w izolacji od zdrowych. Starosta orlański w listopadzie 1629 r., by ograniczyć jakiekolwiek poruszanie się po wsi i kontakty międzyludzkie, zrezygnował z wybierania ostatniej raty czynszu z miasta i włości. W innych listach pisał, że domy, w których pokazało się morowe powietrze, nakazywano „zabijać” lub wypędzać ich mieszkańców.
opr. (ms)
na podst. Michał Sierba „Morowe powietrze w Orli, na Podlasiu i w Rzeczpospolitej
w listach urzędników podlaskich Krzysztofa II Radziwiłła - Macieja Berzeńskiego i Stanisława Kurosza
w „Studia Podlaskie" tom XXIV Białystok 2016 rok.