23 grudnia 2019 roku był ostatnim dniem w pracy Henryki Porowskiej. Pani Henia - jak zwykli określać ją brańszczanie - podzieliła się z nami swoimi wspomnieniami z ponad czterech dekad spędzonych w brańskim urzędzie miasta, do którego trafiła zaraz po zdaniu matury.
Henryka Porowska z domu Czerchlańska jest rodowitą brańszczanką. Szkołę średnią ukończyła w Rudce, gdzie do dzisiaj znajduje się Zespół Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego (do 1992 roku nie było możliwości zdania matury w Brańsku). W lipcu 1978 roku świeżo upieczona maturzystka obchodziła swoje 20. urodziny. Tymczasem w brańskim urzędzie miasta i gminy od sierpnia potrzebowano nowego pracownika. Z takiej propozycji skorzystała pani Henia, która zresztą przez wiele lat mieszkała w bliskim sąsiedztwie swojego pierwszego i zarazem jedynego miejsca pracy.
Pierwszym przełożonym brańskiej urzędniczki był ówczesny naczelnik, nieżyjący już Józef Kosiński - tata znanego aktora Cezarego. Przez ponad 40 lat miała aż 10 szefów, czyli włodarzy miasta (naczelników i burmistrzów). Z ostatnim z nich - aktualnym burmistrzem Eugeniuszem Koczewskim - współpracowała przez niewiele ponad rok, z kolei najdłużej (12 lat) z burmistrzem Danielem Bańkowskim (1998-2010).
Na początek Henryce Porowskiej powierzono odpowiedzialne stanowisko w referacie rolnictwa - urzędnik ds. produkcji zwierzęcej i kontraktacji w tamtych czasach miał wiele obowiązków, a przede wszystkim pokaźną liczbę petentów z obecnego miasta i gminy Brańsk oraz gminy Rudka, które wówczas stanowiły zunifikowaną jednostkę administracyjną (aż do początku lat 90, gdy nastąpił jej podział).
- Teren mojego zainteresowania zamieszkiwało wówczas ok. 16 tys. obywateli, z których wielką część stanowili rolnicy. Interesantów było wówczas tak wielu, że kolejka do mojego biurka przypominała tę do kasy w supermarkecie. Pierwsze dni w pracy były dla mnie stresujące, ponieważ mój kierownik był wówczas w szpitalu, a koleżanka z referatu na urlopie, więc w tamtym trudnym czasie o pomoc i porady prosiłam głównie pracowników służby rolnej (odpowiednik dzisiejszego ośrodka doradztwa rolniczego), mieszczącej się wówczas w Brańsku. Spisali się na medal - ja chyba zresztą też (śmiech). Przez około cztery lata zajmowałam się tematami tożsamymi z moim wykształceniem, choć nigdy nie czułam się specjalistką w dziedzinie rolnictwa. W tamtym okresie byłam jednak bardzo w temacie - sprawy związane z hodowlą bydła i trzody chlewnej, żywienia zwierząt, czy też uprawy pól były mi na co dzień bardzo bliskie. Ciekawostki? Młodzi ludzie mogą nie mieć o tym pojęcia, starsi być może nieco zapomnieli, ale za PRL-u powszechnie stosowaną praktyką była tzw. sprzedaż wiązana, czyli sytuacja, gdy rolnik za sprzedany żywiec mógł uzyskać zlecenie (przydział) na zakup trudno wtedy dostępnych towarów takich jak jak sprzęt RTV/AGD, meble, maszyny rolnicze. Było to spowodowane trudną sytuacją na rynku mięsnym. To była taka zachęta dla gospodarzy, by sprzedawali jak najwięcej świń. Właśnie wieloma takimi i innymi - niespotykanymi w dzisiejszych czasach - sprawami zajmowałam się podczas pierwszych lat w pracy - opowiada Henryka Porowska.
Kolejne stanowisko pracy piastowała bardzo krótko, bo przez około rok. Referat zdrowia, opieki społecznej i zatrudnienia nie wiążę się też z jakimiś szczególnymi wspomnieniami. - Wkrótce naczelnik (wówczas był nim Zbigniew Szcześniak) uznał, że będę odpowiednią osobą na funkcję jego sekretarki oraz osoby odpowiedzialnej za archiwum. Dwuletnia przygoda w tej roli trwała do momentu odejścia na drugi i ostatni w swoim życiu urlop macierzyński w maju 1984 roku (pierwszy był w październiku 1980) - mówi pani Henia.
Po przerwie od pracy czekały na nią już inne wyzwania - w wydziale spraw obywatelskich pełniła ona przez siedem lat stanowisko inspektor ds. dowodów osobistych i i ochrony przeciwpożarowej. Z kolei ewidencją ludności i kadr Henryka Porowska zajmowała się od 1992 do 2005 roku, czyli przez 13 lat. Wraz z ową nominacją, rada miasta powołała ją także na funkcję zastępcy kierownika urzędu stanu cywilnego. Praca u boku pełniącej tę funkcję Haliny Jastrzębskiej pozwalała pod jej nieobecność, w zastępstwie - a od pewnego momentu już pełnoprawnie - udzielać ślubów cywilnych parom z terenu miasta i gminy Brańsk oraz gościom chcącym właśnie w miasteczku położonym nad Nurcem powiedzieć sobie „tak". To właśnie w USC pani Henia przepracowała ostatnie lata przed odejściem na zasłużoną emeryturę.
- Dzisiaj najczęstszą formą zawierania małżeństwa na naszych terenach jest zdecydowanie ślub konkordatowy, czyli ceremonia w kościele połączona z nadaniem cywilnego aktu prawnego. Dopóki jednak w Polsce nie obowiązywał konkordat (umowa między państwem a Kościołem katolickim - przyp. red.), to każda para legalizowała swój związek również w urzędzie stanu cywilnego. Sama udzieliłam takich ślubów ok. 200, a przy jeszcze większej ich liczbie asystowałam. Rekordowa sobota w moim wykonaniu to aż pięć takich ceremonii, jedna po drugiej. Z kolei w tysiącach można liczyć dowody osobiste, które u mnie odbierano. Każdy pełnoletni obywatel zgłaszał się właśnie do mojego biurka - brałam więc udział w chwilach ważnych dla mieszkańców Brańska i okolic, czyli wejścia w dorosłość oraz założenia rodziny - mówi Henryka Porowska.
Cztery dekady pracy w urzędzie, to również czas zmian technologicznych, społecznych i kulturowych. Henryka Porowska nie ukrywa, że musiała zmagać się z informatyzacją i komputeryzacją sektora administracji publicznej, czyli z szeroko pojętą obsługą komputera i systemów z bazami danych osobowych. Pierwsze takie „spotkanie" odbyło się w 2000 roku, ale brańska emerytowana urzędnik zapewnia, że dzięki pomocy młodszych koleżanek dość szybko sobie poradziła, była pojętną uczennicą. Dzisiaj bardzo chwali takie rozwiązania, zwłaszcza z racji na sprawne przesyłanie dokumentów i informacji pomiędzy urzędami na terenie całej Polski: - Obecnie nie trzeba podróżować często setki kilometrów po całym kraju, by zdobyć odpis aktu urodzenia, bo wszystko można załatwić w miejscu zamieszkania. Dodam też, że klawiatura komputerowa jest zdecydowanie bardziej wygodna od tej maszynowej.
Inne nadzwyczajne wyzwania na przestrzeni lat to praca przy wdrażaniu Powszechnego Elektronicznego Systemu Ewidencji Ludności (PESEL), wymiana dowodów osobistych z książeczkowych na plastikowe (2007), udział w pięciu powszechnych spisach ludności (1978, 1984, 1988, 2002, 2011), wyborach powszechnych, a w czasach PRL-u (słynących z częstych kontroli) w corocznych lub półrocznych spisach dotyczących statystyk w rolnictwie.
- W czasie ostatniego spisu ludności w 2011 roku - jako najbardziej doświadczona osoba w urzędzie - zajmowałam się szkoleniem rachmistrzów. Najbliższego w 2021 roku już nie obsłużę. Zresztą bardzo lubię statystyki, liczby - myślę, że odnalazłabym się również w zawodzie księgowej lub kasjerki. Nieskromnie też przyznam, że wieloletnia praca przy datach, imionach i nazwiskach zrobiła swoje - często gdy mijam na ulicy, w kościele, w sklepie brańszczan i brańszczanki, których często praktycznie nie znam, to jednak doskonale pamiętam jak się nazywają, jakie nazwiska panieńskie nosiły kobiety, czy też kiedy udzielałam im ślubu. Często wystarczyło jedno spotkanie w urzędzie, podczas załatwiania spraw formalnych, bym zapamiętała takie dane. Nie wiem, czy to efekt doskonałej pamięci, czy po prostu tzw. skrzywienie zawodowe (śmiech). Z kolei najśmieszniejsze zdarzenie, jakie sobie przypominam to wizyta petenta, który przyszedł ze zdjęciem prosto od fotografa, by umieścić je w dowodzie. Gdy na nie spojrzałam, zwróciłam uwagę panu, że osoba z fotografii kompletnie go nie przypomina. Mężczyzna zaczyna mi tłumaczyć, że to na pewno on, nawet krawat i marynarka, które ma na sobie zgadzają się z wizerunkiem na zdjęciu, jest przecież łysy, co też widać. Owszem, miał on rację, bo owe cechy się zgadzały, ale nie twarz! Dopiero, gdy nakazałam mu dokładnie się przyjrzeć facjacie osoby na zdjęciu, to przyznał, że fotograf uwieczniał dwóch bardzo podobnych do siebie mężczyzn i rozdając zdjęcia po prostu się pomylił. Upór owego petenta był godny skeczu kabaretowego - opowiada pani Henia.
Minione święta Bożego Narodzenia były dla niej beztroskie, gdyż począwszy od dnia Wigilii odczuwała komfort związany z posiadaniem na stałe wolnego czasu w związku z przejściem na emeryturę.
- Kochałam swoją pracę, miałam grono świetnych współpracowników i przełożonych (razem ponad 100 osób na przestrzeni lat), nigdy nie dawali mi powodu do poważniejszych narzekań, a atmosfera w urzędzie była naprawdę pozytywna, pomimo tego, że przez ponad 40 lat nastąpiło wiele zmian na różnych polach. Dzisiaj mogę sobie pozwolić na dłuższy sen każdego dnia, w końcu począwszy od czasów szkolnych wstawałam zawsze bardzo wcześnie. Przez cały okres aktywności zawodowej nie pozwalałam sobie na dalekie, zagraniczne wyjazdy w czasie urlopu - w czerwcu zamierzam więc wreszcie porządnie wypocząć, polecieć na wczasy do Turcji. Mąż Jerzy nadal pracuje - obecnie jako konserwator w brańskiej oczyszczalni ścieków - ale zbliża się już wielkimi krokami do przystanku o nazwie emerytura. Z kolei moi synowie żyją poza Brańskiem - Marcin (39 lat) mieszka w Szczecinie i jest marynarzem, więc słowo „mieszka" jest trochę nieprecyzyjne (śmiech). Od lat podróżuje po wodach całego świata - taka już jego profesja. Młodszy o cztery lata Piotr poszedł trochę w moje ślady, ponieważ on z kolei pracuje stacjonarnie, jako doradca podatkowy w Warszawie. Jestem bardzo dumna z moich dzieci jak i z przepracowanych lat w służbie mieszkańcom. Zawsze starałam się traktować petentów jak najlepiej, tak jakby przychodził do mnie z prośbą członek rodziny - mam nadzieję, że właśnie taką zapamiętają mnie brańszczanie - Henryka Porowska kończy swoją opowieść.
Kamil Pietraszko
Zdjęcia z archiwum prywatnego: