Rozmawialiśmy z lekarzem weterynarii z Brańska, Zbigniewem Maksymiukiem, któremu towarzyszył syn Marcin - technik weterynarii.
Co skłoniło pana do zostania lekarzem weterynarii? Jak wyglądały pana początki w zawodzie?
- Moja sytuacja jest dość czytelna, ponieważ tata Jan pracował w zawodzie technika weterynarii w Brańsku, Rudce i okolicach. Tak więc od najmłodszych lat na co dzień miałem styczność z tą profesją. Oczywiście nie można pominąć faktu mojej osobistej sympatii do zwierząt - bez niej nie byłoby mowy o spełnianiu się w tym zawodzie. W 1984 roku ukończyłem studia magisterskie na wydziale weterynarii Akademii Rolniczej w Lublinie, a zaraz po nich odbyłem niecały rok stażu - zostałem skierowany aż do Grudziądza. Dlaczego nie byłem stażystą w pełnym okresie czasowym? Wszystko przez otrzymanie biletu do wojska - tam wykorzystano zdobyte przeze mnie umiejętności, ponieważ zostałem wyznaczony do wojskowego gospodarstwa rolnego w Hajnówce, gdzie leczyłem trzodę chlewną. Po tej przygodzie pracowałem przez 4 lata w Dubiczach Cerkiewnych i była to moja ostatnia styczność z weterynarią państwową.
Ustawa z 1990 roku o zawodzie lekarza weterynarii i izbach lekarsko-weterynaryjnych oznaczała wielki przewrót w środowisku - zlikwidowano świadczenie usług przez państwowe podmioty. Aby móc dalej wykonywać ten zawód, należało założyć własną działalność gospodarczą, bądź zostać zatrudnionym przez pracodawcę z sektora prywatnego...
- Oczywiście - zmiany były poważne i zostały wprowadzone w sposób dosyć nagły. W związku z tym nie pozostało mi zrobić nic innego jak rozpocząć świadczenia prywatnych usług. Nowa brańska lecznica stała się wspólnym przedsięwzięciem rodziny Maksymiuków, ponieważ dołączyli do mnie tata i brat Wojciech - technicy weterynarii. Poza nimi mogłem liczyć także na wielu innych pracowników, zwłaszcza początkujących w wykonywaniu profesji lekarza lub technika weterynarii - tutaj mogli oni zdobywać swoje pierwsze szlify. Można powiedzieć, że moją drogą w pewien sposób poszedł 28-letni syn Marcin, który jest kolejnym w rodzinie technikiem, ale również zajmuje się sprawami biurowymi w naszej firmie. Dzisiaj mogę nieskromnie powiedzieć, że osiągnąłem swój cel, którym było stworzenie profesjonalnej placówki, gdzie poza lecznicą będą też prowadzone dwa sklepy: pierwszy, w którym moja żona Irena sprzedaje artykuły do produkcji rolnej, produkty ogrodnicze i nasienne oraz drugi obok (połączony z leczniczą), gdzie u Weroniki - pracującej również jako sekretarka - można nabyć wszelkie produkty związane z żywieniem i leczeniem bydła oraz ptaków (szczególnie gołębi). Prowadzimy również laboratoryjne badanie mleka. Cały biznes w takiej formie jest prowadzony od ok. 10 lat. Razem ze mną pracuje też drugi lekarz - Adam. Obecnie brat również rozwinął swój biznes, ponieważ jest właścicielem firmy zajmującej się m.in. mieszaniem pasz oraz sprzedażą części zamiennych do maszyn rolniczych.
W leczeniu jakich gatunków zwierząt specjalizuje się pan i pańscy ludzie?
- Specyfika działalności prowadzonej przez rolników z Brańska i okolicznych miejscowości (świadczę usługi nawet dla klientów z gmin: Poświętne i Nowe Piekuty) to przede wszystkim hodowla bydła rogatego (mlecznego), co przekłada się na wyspecjalizowanie się tutejszych lekarzy i techników weterynarii przede wszystkim w leczeniu krów. W mniejszym stopniu, ale również świadczona jest pomoc psom i kotom. Jako ciekawostkę podam fakt, że pierwszymi zwierzętami leczonymi przez stażystów były ich lub nasze własne czworonogi. Kiedyś równie często byłem wzywany także do koni, ale obecnie są to już rzadkie zlecenia.
Jak leczy się krowy? Na co najczęściej chorują „mućki"?
- Opowiadając o zdrowiu krów, należy spojrzeć na ich funkcjonowanie holistycznie, całościowo. Czasy się bardzo zmieniły, ponieważ dzisiaj przeciętny gospodarz nie nakarmi swojej krowy jabłkami czy gruszkami, które spadły z drzewa - obecnie wiemy, że taka żywność jest po prostu niebezpieczną dla prawidłowego trawienia i wydajności krasuli. Teraz w powszechnym użyciu są pełnoporcjowe pasze, kiszonka kukurydziana, czy też w postaci zakiszonego siana w belach - te rozwiązania są zdecydowanie na plus. Co jest więc negatywnym znakiem aktualnych czasów? Z pewnością zbytnia eksploatacja krowy, która musi dawać jak najwięcej mleka, a w wielu przypadkach nie są dla niej stworzone warunki takie jak odpowiedni wypas lub wygodne podłoże. Jeżeli zwierzę nie opuszcza przez lata swojego stanowiska i jedynie stoi lub leży, odczuwając pod sobą betonową podłogę, to jego zdrowie podupada dosyć szybko z powodu braku ruchu i braku dostępu do światła słonecznego. Na przestrzeni lat pojawiły się nowe choroby wśród bydła, np. o podłożu metabolicznym, czyli dotyczącym przemiany materii. Wymienię choćby ketozę (stan, w którym organizm pozyskuje energię nie z cukru-glukozy, ale z tłuszczu nagromadzonego w tkankach - przyp. red.), stłuszczenie wątroby od zbytniego „rozpieszczania" krowy pożywieniem lub stan niedoborów mineralnych. Częste problemy z krowami pojawiają się także w okresie okołoporodowym - wtedy można dostrzec u części tych zwierząt wyraźne osłabienie, niektóre niestety nie potrafią już wstać z nóg, cierpiąc na trwałe porażenie poporodowe, paraliż. Ogólnie najczęstszą dolegliwością od zawsze jest zapalenie wymienia.
Najbardziej nietypowym zleceniem jakie przyszło panu zrealizować było...
- Odpowiem bez zastanowienia, ponieważ ta sytuacja bardzo zapadła mi w pamięć. Kiedyś zajmowałem się też kastrowaniem samców świń - knurów. Na koniec tego typu pracy gospodarz zażyczył sobie, aby wykastrować też... swojego kundelka, ponieważ jak mówił właściciel, „amant zbyt często ruszał w kawalerkę na wieś" zamiast pilnować swojego podwórka. Cóż - musiałem się zgodzić i wykonać taki zabieg również na piesku. Przy następnej wizycie w tym miejscu, usłyszałem, że teraz gospodarz ma „psa jak marzenie".
Praca weterynarza - dawniej i dzisiaj.
- Na pewno jestem zadowolony z postępu technicznego, który sprawił, że np. dzisiaj na miejscu, w oborze lub na pastwisku jestem w stanie wykonać badanie USG przedstawiające stan układu rozrodczego krowy i ewentualnej ciąży. Ponadto budynki gospodarcze są w o wiele lepszym stanie - często jestem wręcz pełen podziwu nad porządkiem, estetyką pracy zastanymi w niektórych gospodarstwach, zwłaszcza młodych, ambitnych rolników - panuje tam pełen profesjonalizm. W budynkach jest cieplej, ale i same zimy przecież również nie są tak mroźne i śnieżne jak kiedyś. Dzięki temu rzadko pojawiają się problemy z dojazdem i nie marzniemy jak dawniej.
Na jakie problemy narzekają przedstawiciele tej profesji oraz jakie choroby zawodowe mogą spotykają lekarzy i techników weterynarii?
- Krótko i na temat: nienormowany czas pracy, brak czasu dla rodziny, brak zdrowego, ciągłego snu. Mój dyżur trwa właściwie 24 godziny i 7 dni w tygodniu - czyli można powiedzieć, że jest to swego rodzaju służba. Owszem - zarobki są zadowalające i na dobrym poziomie, ale żadne pieniądze nie wynagrodzą wymienionych deficytów i obciążeń w sferze życia prywatnego. Zdarzało się, że małżonkowie lekarzy weterynarii nie potrafili znieść takiego stylu życia i ich związki niestety się rozpadały - to smutne sytuacje, ale i zrozumiałe. Nawet przy stole wigilijnym nie jestem w stanie zaznać spokoju, ponieważ świąteczny klimat tego wyjątkowego wieczoru zdarzał się być zaburzony przez pilne wezwania, telefony. Wtedy nie mam wyjścia i muszę jechać do mojej łaciatej pacjentki, przepraszając wszystkich spożywających ze mną wieczerzę i prosząc ich o pozostanie przy stole, ale wiadomo - gdy jedna osoba od niego odejdzie, to reszta również traci już ochotę do świętowania. Ten i inne przykłady jasno mówią - warto darzyć szacunkiem pracę lekarzy i techników weterynarii, zwłaszcza, że obecnie zdarza się często, że brakuje rąk do pracy z tych powodów.
Najczęściej spotykane choroby zawodowe to oczywiście grzybica, a także inne dolegliwości odzwierzęce jak np. gorączka Q (zarażenie nią występuje najczęściej przez wdychanie aerozoli zawierających skażone cząstki kału, moczu lub mleka zwierząt - przyp. red.). Oddzielną grupę stanowią urazy ortopedyczne wskutek pośliźnięć, potknięć, a przede wszystkim kopnięć bydła.
Czy lekarz weterynarii w sytuacji nadzwyczajnej byłby w stanie wykonać poprawnie obowiązki należące do lekarza medycyny?
- Zasady pierwszej pomocy w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia powinny być bliskie każdemu człowiekowi, nie tylko lekarzom różnych specjalności. Z kolei w czym jeszcze mógłby pomóc człowiekowi weterynarz w sytuacji nietypowej, bez dostępu do lekarza medycyny? Z pewnością posiadamy pewną wiedzę chirurgiczną w kwestii tamowania krwawienia czy też szycia ran i przede wszystkim „nie pękamy" na widok krwi. Lekarze weterynarii posiadają pewne cechy i umiejętności ogólnomedyczne zarówno jeśli chodzi o kwestie sprawności manualnej, jak i odpowiedniej odporności psychicznej na trudne sytuacje i napotkane obrazy nie dla ludzi o słabych nerwach i wrażliwości. Dodam jeszcze, że wiedza wyniesiona z zawodu przydaje się w życiu codziennym, np. znamy dobrze działanie antybiotyków i innych leków i jesteśmy wobec ich stosowania nieco bardziej ostrożni niż przeciętny, często nieświadomy pacjent.
Dziękuję za rozmowę i życzę przede wszystkim spokojnej pracy.
Kamil Pietraszko