- Mam wyrok sądu, który nakazuje Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek zapłacenie mi około 80 tys. zł plus odsetki - mówi nasz Czytelnik. - Wyrok jest prawomocny, ale w Bielmleku nikt się nim nie przejmuje. Z odsetkami kwota należności sięga już 100 tys. zł. Pieniędzy jak nie miałem tak nie mam. NIe wiem nawet, czy odzyskam poniesione koszty sądowe.
O historii pracownika Bielmleku pisaliśmy już na naszych łamach.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Przyznane przez sąd pieniądze, to nie zaległe wynagrodzenie, które nie zostało pracownikom wypłacone w związku z bankructwem mleczarni. Pan Marcin (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji) kwotę tę odsądził jeszcze przed bankructwem. Był on pracownikiem zakładu drzewnego w Hajnówce, który swego czasu kupił Bielmlek. Pan Marcin zajmował stanowisko kierownicze, ale płacono mu mniejszą stawkę niż ta zaszeregowana dla jego funkcji. Najpierw prosił o podwyżkę, później się jej domagał. Ostatecznie poszedł do sądu i wygrał sprawę z reprezentującym spółdzielnię prezesem Romańczukiem.
Ogłoszenie wyroku zbiegło się w czasie z bankructwem spółdzielni. Bielmlek został poddany procesowi restrukturyzacji, a wyrok nakazujący wypłatę panu Marcinowi wówczas około 80 tys. zł trafił na biurko Aliny Sobolewskiej, która została powołana na zarządcę sądową. Ta dołączyła wyrok do listy wierzytelności i wypłaciła panu Marcinowi... tysiąc złotych. Resztę, podobnie jak zaległości wobec wszystkich innych wierzycieli, miała spłacić później. Nie spłaciła! Proces restrukturyzacji został umorzony i ogłoszono upadłość.
Wyrok sądu trafił na biurko syndyka, którym został Józef Gliński. Ten także dołączył go do pozostałych wierzytelności i na razie nie zapłacił nic.
Tymczasem odsetki rosną i już kwota długu wobec pana Marcina sięga 100 tys. zł. Ciągle jednak nie wiadomo czy choćby część tej kwoty odzyska.
- Czy wyroki polskich sadów w ogóle mają jakieś znaczenie - pyta pan Marcin. - Wszyscy ten wyrok mają za nic.
Może nie do końca za nic, ale rzeczywiście szanse na wykonanie wyroku są nikłe.
- Oczywiście uznaję wyrok sądu nakazujący wypłatę wskazanych w nim pieniędzy - mówi mecenas Józef Gliński, syndyk masy upadłości SM Bielmlek. - W tym sensie jest to wyrok skuteczny. Z mojego punktu widzenia jest to jednak jedna z wielu wierzytelności, które obciążają majątek Bielmleku. Jest to wierzytelność pracownicza, więc jest w pierwszej kolejności do spłaty, tak samo jak zaległości m.in. wobec ZUS, innych pracowników, Funduszu Świadczeń Gwarantowanych, rolników. Wszystkie one będą spłacane po spieniężeniu majątku spółdzielni, czyli po jego sprzedaniu To, w jakiej części wierzytelności te zostaną spłacone, zależy od tego, za ile majątek spółdzielni uda się sprzedać.
Majątek Bielmleku wyceniony został na 140-150 mln zł. Nawet za tę niższą kwotę na razie nikt nie chce go kupić. W momencie bankructwa Bielmlek miał długi o ponad 100 mln zł większe. Teraz ich wysokość jest ponad dwukrotnie przewyższa wartość majątku.
Syndyk przyznaje, że szanse na to, że ze sprzedaży majątku Bielmleku uzyska odpowiednio wysoką kwotę, by w pełni spłacić należności choćby tylko z tej pierwszej grupy zaszeregowania - są znikome. Prawdopodobnie wspomniane długi zostaną spłacone w części, która zostanie obliczona proporcjonalnie. Można gdybać, czy będzie to 5, 10 czy 20 procent.
- Pięć procent ze stu tysięcy złotych to pięć tysięcy. Na sprawę sądową wydałem dużo więcej. Za samo założenie sprawy musiałem zapłacić około 2,5 tysiąca złotych. Do tego koszty adwokatów i porad prawnych, o czasie i nerwach, które straciłem już nie wspomnę - mówi z goryczą pan Marcin. - Wychodzi na to, że - jak dobrze pójdzie -z tych zasądzonych mi pieniędzy odzyskam jedynie część kosztów sądowych, które poniosłem, by otrzymać wynagrodzenie należne za moją pracę. Więcej zapłaciłem, niż odzyskam. A przecież chodzi o pieniądze, na które według sądu zapracowałem! Gdzie tu sprawiedliwość?
... I niestety może mieć rację, mimo że ma w kieszeni wyrok sądu przyznający mu obecnie blisko 100 tys. zł.
Jak podkreśla syndyk, nie ma w tym złej czy dobrej woli. Takie jest prawo. Syndyk wszystkich wierzycieli traktuje tak samo, a wyrok sądu stwierdza tylko istnienie wierzytelności, nie daje pierwszeństwa w jej odzyskaniu.
Ba, to samo prawo nakazuje syndykowi wypłatę rolnikom pieniędzy za dostarczone mleko. Rolnicy, przynajmniej niektórzy, otrzymali już taki zwrot w ramach pomocy rządowej. Tej samej, z której wypłacono im zwrot za niewpłacone udziały. Jak wyjaśnia mecenas Gliński, to jednak nie zmienia jego listy wierzytelności, na której rolnicy jako wierzyciele ciągle figurują. Zgodnie z rozporządzeniem, które przyznało pomoc rolnikom, po otrzymaniu zapłaty za mleko powinni oni otrzymane rządowe wsparcie zwrócić do ARiMR. Kwestią do ustalenia jest, ile powinni zwrócić, bo ani rząd, ani syndyk, a nawet jedno i drugie razem, nie zwrócą im wszystkich pieniędzy, które powinni otrzymać.
CZYTAJ WIĘCEJ:
(azda)