Wczoraj zagrzmiało, gdzieniegdzie coś popadało, ale zbyt wielkiej ulgi od upału to nie przyniosło. Jeszcze do godz. 9.00 było do wytrzymania, mamy wszakże lato, ale później temperatura rosła i skwar okazał się niemiłosierny.
Jednak czwartkowy rynek to tradycja i mimo upału bielszczanie go odwiedzają. Fakt ten wykorzystali również organizatorzy spisu powszechnego, którzy udostępnili stolik pod ratuszem. Zainteresowanie całkiem spore, zwłaszcza wśród emerytów. Ci, zapewne nie mają internetu w domu, więc sami się nie spiszą, a do telefonicznych komisarzy spisowych też podchodzą z nieufnością. Spisać się można również w Urzędzie Miasta, gdzie odpowiedni pracownik został do tego wydelegowany.
Na samym rynku warto zauważyć, że ceny truskawek się ustabilizowały mniej więcej 7,5 do 8 zł za kilogram. Za kilo czereśni trzeba zapłacić natomiast 10 zł, wiśnie są droższe.
Jest jedna rzecz, która od lat niezmiernie denerwuje bywalców bielskiego rynku, zwłaszcza w czwartek. To jeżdżące przez rynek z uporem maniaka samochody. Rzecz nie dotyczy osób , które dowiozły i rozłożyły swój towar na sprzedaż. To są albo wygodni klienci, którzy postanowili pod stoisko podjechać samochodem, zamiast zostawić go gdzieś obok i się przejść, albo też ci którzy w ten sposób postanowili skrócić drogę. Jadą więc kierowcy przez rynek pełen ludzi, trąbią na nich i wyzywają przechodniów. O jakiś wypadek naprawdę nie trudno. Aby dopełnić obrazu chaosu jaki tam panuje, to wciąż trwają prace budowlane MPEC. Pracownicy kładą rury ciepłownicze do sąsiadujących z rynkiem budynków, a po pełnym ludzi rynku jeździ jeszcze koparka.
(ms)