Pogoda prawie idealna. Ciepło, ale nie gorąco, lekki wiaterek. Nic dziwnego, że na rynku spory ruch. Niektórzy ludzie zdjęli maski, ale nie wszyscy. Wciąż dużym wzięciem cieszą się sadzonki kwiatów i drzew owocowych, ale pojawiają się też inne rzeczy, dotychczas trzymane w ukryciu, jak np. starocie.
Zasadniczo w Bielsku w czwartek ze starociami pojawia się dwóch wystawców. Jeden od jakiegoś czasu jednak przerzucił się na płyty z rosyjską muzykę estradową i staroci za bardzo nie wystawia, woli je sprzedawać turystom np. w Białowieży. Jak mawiał - więcej osób chce coś mu sprzedać niż od niego kupić. Drugi, po dłuższej przerwie, również wystawił swoje stoisko, obok starych pocztówek i zegarków można znaleźć samowar, niestety potrzebujący trochę restauracji. Obok pan Wojtek oferował stare meble, ale w dobrym stanie i to całkiem porządne.
Pan Wojtek jest też miłośnikiem staroci, dlatego w żartach nazywa się konserwatystą. Rzucił też pomysł na reaktywację giełdy staroci. Kiedyś taki pomysł był próbowany w Bielskim Domu Kultury. Jednak giełda cieszyła się umiarkowanym zainteresowaniem i kiedy rozpoczęto rewitalizację BDK-u już nie powracano do tego pomysłu. Zdaniem pana Wojtka mogłoby to wypalić, ale potrzebna jest konsekwencja. Takie giełdy trzeba robić co tydzień lub dwa, aby ludzie się o nich dowiedzieli i przyjeżdżali nie tylko z Bielska.
Z innych rzeczy, to pojawiły się tegoroczne truskawki, jeszcze stosunkowo drogie. Interesująco wyglądają naturalne soki w pokaźnych butelkach - 25 zł za sztukę, ale wiadomo - można je rozrabiać z wodą i na dłużej starczą.
(ms)