Po raz kolejny rolnicy, którzy byli dostawcami mleka i członkami spółdzielni Bielmlek spotkali się na parkingu przed jej siedzibą.
Dziś nie było polityków, rozmawiała z nimi dziennikarka z programu „Interwencja” telewizji Polsat.
Rolnicy opowiadali o swojej trudnej sytuacji, w której się znaleźli w związku z upadłością Bielmleku. Jedną z nich jest to, że do dziś nie odzyskali pieniędzy za oddawane mleko. U niektórych chodzi o kilka tysięcy, u innych o kilkadziesiąt. Ludwik Niewiński przyznał, że w jego przypadku zaległości sięgają ponad 300 tys. zł. Taka kwota nazbierała się, bo Bielmlek nie zapłacił mu za 8 miesięcy oddawania mleka. Mleczarnia za mleko przestała płacić jeszcze 2019 roku.
- Czemu pan na to pozwolił? - spytała dziennikarka.
- Jestem zwolennikiem spółdzielczości. Zaufałem, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłem, ze prezes nie wystawi rolnika, przyjaciela. Nawet minister Jan Krzysztof Ardanowski zapewniał, że nie ma powodu do obaw. Ale jak się trafi na takiego człowieka jak Romańczuk... Zaufałem i się pomyliłem - mówił pan Ludwik.
On należy do grupy tych „dużych" rolników, którzy większość lub całość udziałów ma spłaconych. Wielu jest jednak takich, którzy nie tylko stracili po kilkadziesiąt tysięcy złotych za niezapłacone mleko, ale w dodatku wisi nad nimi groźba dopłacania po kilkadziesiąt tysięcy złotych do długów spółdzielni. Zgodnie z prawem, jako jej członkowie odpowiadają bowiem za długi do wysokości swoich udziałów. A te wynoszą 50 tys. zł. Wyrównania do tej kwoty domaga się syndyk masy upadłości Bielmleku.
- Ja dostałam wezwanie do dopłaty 44 tys. zł - mówiła jedna z pań. - Mamy tylko sześć krów, więc zbyt wielu udziałów nie wpłaciliśmy. Nie mamy takiej kwoty, prowadzimy tylko małe gospodarstwo.
Udziały rolnicy spłacali, na zasadzie potrąceń od ceny za mleko.
- Ja mam zapłacić 42 tys. zł - powiedział inny rolnik.
W porównaniu z 300 tys. zł pana Niewińskiego niby niewiele, ale to kwestia możliwości finansowych gospodarzy.
Rolnicy z Rudki, z którymi rozmawialiśmy, cieszyli się, że mają do zapłacenia „tylko" 30 tys. zł.
- To dużo, ale dobrze, że nie 80 tys. zł - mówili. - Nie chcemy płacić, ale nawet jeśli będziemy musieli, to i tak ulży nam, że już z Bielmlekiem nie mamy nic wspólnego.
- Ja, by zapłacić te 42 tys. zł, musiałbym sprzedać większość gospodarstwa lub wszystkie krowy. Tylko z czego bym żył? - stwierdził jeden z rolników. - A jakby się okazało, że mamy spłacać do 100 tys. zł, to majątku by mi zabrakło. Pójdę siedzieć za nieswoje długi, a nie zapłacę.
Nic dziwnego, że podczas spotkania emocje były ogromne.
Przypomnijmy, w pewnym momencie władze spółdzielni podniosły udziały członków do 100 tys. zł i dzięki temu Bielmlek otrzymał kredyt, jednak po protestach rolników, kwotę te zmniejszono z powrotem do 50 tys. zł.
Czytaj też: Wysokość udziałów w Bielmleku to 100 czy 50 tys. zł? Sąd za miesiąc wyda wyrok
Do rolników po raz kolejny wyszedł też syndyk, który tłumaczył, że powinni oni swoich racji dochodzić w sądzie. Podkreślił, że na pierwsze wezwania, które rozesłał, nie muszą oni nawet odpowiadać. Dopiero kolejne, w którym ostrzeże, że skieruje sprawę do sądu, będą niosły za sobą konsekwencje.
Rolnicy i dziennikarze dopytywali, po jakim czasie jako członkowie spółdzielni przestają odpowiadać za jej długi. Jeden z rolników pokazał pismo, iż złożył rezygnację z członkostwa w grudniu 2019 roku.
- Jeśli powinienem odpowiadać za długi spółdzielni jeszcze przez rok i miesiąc, to do ogłoszenia upadłości w marcu 2021 roku minęło i tak więcej czasu - mówił rolnik.
- Czas ten jednak powinien być liczony od chwili sporządzenia sprawozdania za kolejny rok finansowy, a takie sprawozdanie za 2020 rok jeszcze nie zostało sporządzone - wyjaśniał z kolei syndyk.
- To kiedy właściwie trzeba było złożyć rezygnację z członkostwa, by dziś za jej długi nie odpowiadać? - dopytywano.
Jeden z rolników przedstawił pismo z sierpnia 2019 roku, w którym rezygnował z członkostwa. Otrzymał nawet potwierdzenie wykreślenia.
- A wezwanie dostałem - żalił się syndykowi.
Nad tymi dokumentami syndyk Józef Gliński się pochylił, poprosił nawet o ich skopiowanie w swoim biurze.
A do rolników zwrócił się słowami: - Szanowni państwo, ja robię to, do czego zobowiązuje mnie prawo, ale rozumiem waszą trudną sytuację. Mogą państwo jednak udowodnić w sądzie, że moje wezwania są bezpodstawne.
Dodał, że prywatnie wręcz cieszyłby się, gdyby sąd przyznał rolnikom rację. A właściwie wystarczyłoby, żeby taką rację przyznał jednemu lub kilku z nich. Taki wyrok byłby sygnałem, że roszczenia syndyka są bezpodstawne wobec wszystkich czy większości rolników.
Czytaj więcej: Rolnik ma wątpliwości co do wezwania do uzupełnienia udziałów w Bielmleku. Słusznie?
- Ale to, co pan robi i te pana wezwania są jak nękanie - stwierdził jeden z gospodarzy. - Część z nas jest już na skraju wytrzymałości psychicznej. Dla niektórych zapłata kwot z wezwań równa się z zawaleniem się całego życia.
Rolnicy mówili też, że w ogóle udziały były podnoszone bez ich udziału, a przecież prawo spółdzielcze mówi o udziałach deklarowanych, których wysokość członek musi potwierdzić.
- Moim jedynym deklarowanym udziałem jest 300 tys. zł, ale sprzed denominacji, czyli dzisiejsze 30 zł - mówił Leon Antoniuk.
Syndyk tłumaczył jednak, że spółdzielnia ma swoje organy, które mają uprawnienia, by podnosić wartość udziałów w imieniu rolników, bez potrzeby ich pisemnej akceptacji.
Józef Gliński dodał, że jego wątpliwości prawne budzi też wykreślenie wszystkich członków w lutym 2020 roku. Dotyczyło to blisko 900 osób. Jeśli ich wykreślenie było bezprawne, to formalnie nie przestali być członkami Bielmleku, a więc ciągle odpowiadają za jej długi.
- Nie wiem co to będzie dalej - powiedziała pani Bożena spod Drohiczyna.
- Trzeba się skrzyknąć, zrzucić się na dobrego adwokata i niech nas broni - dodał inny rolnik.
Tymczasem kończą się negocjacje dotyczące dzierżawy mleczarni Bielmleku. Dziś syndyk przerwał je tylko na chwilę, by wyjść do rolników.
(bisu)
Zdjęcia ze spotkania rolników przy Bielmleku (Bielsk.eu):