Syndyk otrzyma pieniądze na dokończenie procesu upadłości Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek w Bielsku Podlaskim.
Niedawno pisaliśmy o tym, że Józef Gliński, syndyk masy upadłości Bielmleku zwrócił się za pośrednictwem sądu do wierzycieli spółdzielni, by ci sfinansowali przeprowadzenie procesu upadłości. Jak zaznaczył we wniosku, brak pieniędzy mógłby skutkować umorzeniem upadłości i wycofaniem się syndyka.
Czytaj więcej: Syndyk zwolnił załogę Bielmleku. Rolnicy będą spłacać długi. A miastu grozi katastrofa ekologiczna i zalanie ściekami [FOTO, WIDEO]
Sąd nakazał wierzycielom wpłacenie odpowiedniej kwoty na przeprowadzenie upadłości. Niedawno syndyk otrzymał zapewnienie, iż oczekiwaną kwotę otrzyma. Oczywiście nie on bezpośrednio, a zostanie ona wpłacona na sądowe konto Bielmleku w stanie upadłości.
Jak zapewnia syndyk, pieniądze te zostaną przeznaczone na bieżące utrzymanie zakładu, czyli rachunki za prąd (te miesięcznie sięgają 100 tys. zł), ogrzewanie, itd.
- Niestety nie wystarczy na wypłatę zaległych wynagrodzeń czy pokrycie innych zobowiązań - przyznał Józef Gliński.
Zresztą nie taki jest cel wsparcia przekazanego przez wierzycieli.
Syndyk dodał, że ciągle zatrudnia około 30 osób z załogi. Są one niezbędne do utrzymania zakładu w stanie używalności. To m.in. palacz, pracownicy oczyszczalni, dozorcy, część administracji. Na liście obecnie zatrudnionych nie ma nikogo z członków zarządu Bielmleku.
Wszystkie te koszty ponoszone są po to, by zakład był gotów do wznowienia produkcji. To podnosi bowiem jego wartość.
A jak długo proces upadłości będzie trwał?
Z zapewnień syndyka, wynika, iż do końca kwietnia powinna być już znana wycena majątku. To milowy krok w kierunku jego sprzedaży. Co ważne, cena wywoławcza majątku niekoniecznie musi być równa kwocie wyceny. Zazwyczaj jest niższa. Ale o tym, za ile Bielmlek zostanie sprzedany, zdecyduje rada wierzycieli.
Co z rolnikami i kwestią wyrównania udziałów?
- Wezwania do wyrównania udziałów do 50 tys. zł będę wysyłał w przyszłym tygodniu - zapowiedział syndyk. - Czekałem z tym do rozstrzygnięcia kwestii finansowania procesu upadłości. Gdyby wierzyciele nie zgodzili się go sfinansować, wysyłanie wezwań nie miałoby sensu.
Samo rozesłanie wezwań to koszt kilku tysięcy złotych. Wezwania muszą być wysyłane za potwierdzeniem odbioru, a dotyczą 776 byłych już członków spółdzielni. Poza tym bez finansowania proces upadłości prawdopodobnie zostałby umorzony, więc nie byłoby sensu podejmować takich kroków wobec rolników, bo zanim udałoby się uzyskać od nich pieniądze, upadłości i syndyka już by nie było. Tym bardziej że znaczna ich część nie jest skora do szybkiego spłacania zaległych udziałów. I nie ma co się im dziwić. W tej sytuacji to właśnie oni są najbardziej pokrzywdzeni. Nie dość, że jako dostawcy nie otrzymali zaległych pieniędzy za mleko, to jeszcze żąda się od nich spłacania długów spółdzielni, na których powstanie w praktyce nie mieli żadnego wpływu.
Czytaj więcej: Po świętach syndyk roześle do rolników wezwania do uzupełnienia brakujących udziałów w Bielmleku. Płacić, nie płacić?
Czy jest szansa na to, że unikną spłacania długów Bielmleku? Oczywiście mogą odraczać termin spłaty, czekać na sądowy nakaz egzekucji, przy wsparciu prawników próbować udowodnić, że nie powinni ponosić odpowiedzialności z długi SM Bielmlek. Przynajmniej w niektórych przypadkach może to okazać się skuteczne. Jest też szansa na to, że po nagłośnieniu sprawy i serii protestów rolnicy otrzymają jakieś odgórne wsparcie, choćby od instytucji rządowych, które są głównymi wierzycielami Bielmleku, ale jednocześnie podmiotami, które zostały powołane m.in. po to, by wspierać rolnictwo.
A chodzi o Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa i Bank Ochrony Środowiska. To one udzielały preferencyjnych kredytów i poręczeń na inwestycje i ratowanie sytuacji finansowej Bielmleku. Odbywało się to w ramach promowanego przez rząd wsparcia rolnictwa. Pewnie nie bez znaczenia był też fakt, iż w resorcie zasiadał Tadeusz Romańczuk, prezes Bielmleku (na czas piastowania rządowej posady zrezygnował z kierowania mleczarnią). Wsparcie niewiele dało, Bielmlek i tak zbankrutował. Efektem tego została m.in. proszkownia, której budowa była wyceniona na 106 milionów złotych. Obecnie jest ona główną częścią majątku Bielmleku. Spółdzielnia jako całość w procesie restrukturyzacji została wyceniona na niewiele więcej, bo na 140 mln zł. Przypomnijmy, że dług Bielmleku to około 250 mln zł.
Teraz te państwowe instytucje, które wspierały i powiększały długi mogłyby bezpośrednio wesprzeć samych rolników, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji m.in.właśnie przez to, że Bielmlek się zadłużył. Nie ma raczej prawnych narzędzi, by zrzekły się one części swych wierzytelności i „odpuściły" rolnikom spłatę udziałów, ale z pewnością są jakieś możliwości wsparcia producentów mleka będących do niedawna członkami spółdzielni Bielmlek. Choćby poza procesem upadłości.
Uchronienie rolników przed spłacaniem długów spółdzielni to główny cel protestów organizowanych przez Agrounię i jej lidera Michała Kołodziejczaka. W siedzibie Bielmleku odbyły się już dwa. Kolejne planowane są w Warszawie.
Oprócz protestów w sprawie Bielmleku interweniują także posłowie i europosłowie. Jednym z pierwszych polityków, którzy pochylili się nad problemami związanymi z mleczarnią był poseł Stefan Krajewski. On spotykał się z rolnikami i mówił w Sejmie o problemach Bielmleku, jeszcze kiedy prezes Romańczuk i minister rolnictwa Jan Ardanowski zapewniali, że wszystko jest pod kontrolą i mleczarnia stanie na nogi.
Czytaj więcej: W Bielmleku kolejny protest rolników. Syndyk mówił o udziałach w spółdzielni [FOTO, WIDEO]
Interpelował też Krzysztof Jurgiel, europoseł, były minister rolnictwa i były lider podlaskich struktur PiS. W Bielmleku pojawił się swego czasu Jacek Bogucki, również zasiadający niegdyś w resorcie rolnictwa. Na ostatnich protestach był także Lech Kołakowski, obecnie poseł bezpartyjny, ale do niedawna wieloletni członek Prawa i Sprawiedliwości.
Na efekty ich działań rolnicy ciągle czekają...
(bisu)