Wirus, wirusem, ale święta za pasem i świąteczne zakupy (na bielskim rynku) ktoś musi zrobić.
Świadomość realnego zagrożenia epidemią jednak istnieje. Cały czas przypominała o tym policja nadając komunikaty. Wielu kupujących przybyło na rynek w ochronnych maseczkach oraz rękawiczkach. Kto takich nie miał, mógł sobie je kupić. Sprzedawczyni życzyła sobie 6 zł za sztukę. Rękawiczki, rzadziej maseczki, stały się też normą wśród sprzedawców.
Za 6 zł można było też kupić malowaną pisankę. Starsza kobieta, które je sprzedawała zapewniała, że to ręcznie malowane, starała się też, w miarę możliwości zachować środki ostrożności, delikatnie pakując każdą sprzedaną pisankę w oddzielny pojemnik i jeszcze wszystko owijając folią.
Sprzedawać można tylko towary spożywcze, ale podstawowe produkty są dostępne. Kilogram jajek oferowano na rynku w cenie 12-13 zł, chrzan za około 7 zł. Grzybki marynowane w słoiczkach kosztowały 10 zł. Sklepy z mięsem były też otwarte.
Przy stoiskach znajdowały się środki dezynfekujące, jeden ze sprzedawców nawet prosił kupujących o zachowanie odpowiedniego odstępu, gdyż policja się nie ceregieliła i wystawiała mandaty, jak ktoś zbyt blisko stał. Handlowiec był na tyle miły, że zaprezentował proces odkażania pieniędzy środkiem dezynfekującym. Kupujący również nie podawali monet do ręki, ale bezpośrednio je wrzucali do pojemnika.
(ms)