Zwierzęcia nie udało się uratować. Był skrajnie wyczerpany i wygłodzony. Padł po kilku dniach.
Informację o jego śmierci podała WWF Polska organizacja, która zajmuje się ratowaniem zagrożonych gatunków zwierząt.
Ryś był wygłodniały, wycieńczony i odwodniony. Prawdopodobną przyczyną jego śmierci były nieodwracalne zmiany w wątrobie, spowodowane długotrwałą głodówką. Ryś ważył niespełna 5 kg, podczas gdy w tym wieku powinien ok. 8-10 kg. Miał także uraz tylnej kończyny, krwiaki na ciele i zadrapania na szyi, które mogły być spowodowane wypadkiem samochodowym, w którym prawdopodobnie zginęła jego matka (a mały przeżył) - czytamy na facebookowym profilu WWF.
Według specjalistów ryś był młody, miał zaledwie pół roku. W tym wieku powinien znajdować się pod opieką matki. Możliwe, że ta zginęła w wypadku, a młody ryś błąkał się samotnie, nie mogąc zdobyć pożywienia. Przedstawiciele WWF zwracają uwagę na to, że ryś po Bielsku i okolicach błąkał się od paru tygodni. Jak pisaliśmy, widzieli go m.in. mieszkańcy Stryk. Zgłaszali to nawet służbom, ale te nie podjęły interwencji.
Przypomnijmy, 12 listopada rysia widzieli pracownicy bielskich Uchwytów. Dzień później pojawił się on na terenie komendy straży pożarnej w centrum Bielska. Gdy strażacy próbowali go złapać, uciekł na pobliski teren komendy policji. Tam został złapany, uśpiony przez wezwanego na miejsce lekarza weterynarii i przekazany pracownikom Białowieskiego Parku Narodowego. Niestety, po kilku dniach padł.
Czytaj więcej w artykule: Schwytany przez strażaków ryś nie był duży, ale odważny. Nie bał się nawet policyjnych psów
Działacze WWF zastanawiają się, dlaczego wcześniej nie podjęto interwencji i nie schwytano tego rysia. Może wówczas udałoby się go uratować.
Aktualizacja godz. 9.57
O komentarz poprosiliśmy Cezarego Świstaka, nadleśniczego z Nadleśnictwa Bielsk Podlaski. Do tej jednostki zgłaszali sięm.in. mieszkańcy Stryk.
- Okolice Stryk to tereny wiejskie. To obszar, w którym często pojawiają się dzikie zwierzęta. Jest to naturalne. Jeśli nie w lesie, to właśnie tam - wyjaśnia nadleśniczy. - W przypadku, gdy takie zwierzęta po prostu kręcą się w okolicy wsi i nie stwarzają bezpośredniego zagrożenia, najbardziej wskazane jest umożliwienie im swobodnego odejścia. Jest to najbezpieczniejsze z punktu wiedzenia i zwierząt, i ludzi. Próby złapania zwierzęcia lub jego przegonienia, mogą wywołać u niego agresję. A pamiętajmy, ryś to drapieżnik, nawet osłabiony potrafi być niebezpieczny. Zresztą sarny, jelenie, dziki, w sytuacji zagrożenia, również mogą wyrządzić krzywdę człowiekowi.
A co robić, jeśli dzikie zwierzę zbliżą się do ludzi. W Bielsku ryś wszedł na halę produkcyjną fabryki imadeł, późnej odwiedził strażaków i policjantów, a te komendy mieszczą się w ścisłym centrum miasta?
- Teren miasta nie należy do obszaru działań Nadleśnictwa i nie możemy podejmować tam interwencji - wyjaśnia Cezary Świstak. - To już gestia organów samorządowych i lekarzy weterynarii. A najprościej należy zadzwonić pod numer alarmowy 112, wówczas powiadamiamy straż pożarną, policję, a te ewentualnie wzywają lekarza weterynarii lub inne służby. A odnosząc się do tego konkretnego przypadku rysia, chciałbym zwrócić uwagę, że jeśli pojawił się on w mieście, w hali produkcyjnej, w komendach straży pożarnej i policji, to już z nim musiało być coś nie tak. Rysie to dzikie zwierzęta, które z natury unikają ludzi. Praktycznie nie widuje się ich w pobliżu zabudowań. Jeśli wyczuwają człowieka, psy (na terenie policji były psy policyjne), to instynkt samozachowawczy nakazuje im uciekać. Jeśli ten ryś nie uciekał, to znaczy, że już w momencie pojawienia się w mieście był na tyle osłabiony, że stracił naturalne odruchy.
(bisu)