Prawdziwie jesienna pogoda przywitała nas tego ranka w Bielsku Podlaskim. I to nie ta z okładek albumów o złotej polskiej jesieni, ale ta o mniej sympatycznym obliczu - mokra i deszczowa.
Trudno, aby nie odbiło się to na interesach na bielskim rynku. Sprzedawców jakby mniej, tak samo i kupujących. Ci co jednak wybrali się na bazarek chowali się pod parasolami. Sprzedawcy również rozstawili namioty, takie które mieli, lub skryli się za parasolami, czy luźnie rozwieszoną folią. Nie było również sprzedawców oferujących towar bardziej wrażliwy na warunki pogodowe. Np. dziś nikt chyba nie oferował mebli. W „kaukaskim zaułku" też jakby ciszej i mniej gwarno.
Natomiast wzięcie miały kalosze. Bo i warunki temu sprzyjały. Ceny od 20 złotych.
Popadało, więc można spodziewać się, że za tydzień już będzie większy wybór grzybów. Jak na razie było ich niewiele. Jeden ze sprzedawców oferował boczniaki za 12 zł za kilogram. Babula miała trochę kurek, ale oferowała głównie przetwory z grzybów - słoiczek prawdziwków w occie za 12 zł, a innych grzybów nawet po 10 zł.
Jesień to tez pora na dynie, te większe, i te mniejsze. Sprzedawczyni oferowała je na sztuki. Za większą (prawie 8-kilogramową) chciała 12 zł, mniejsze można było kupić za 7 zł.
W taką pogodę tylko się na napić. Sprzedawca ze wschodu oferował różne rodzaje kwasu białoruskiej produkcji po 5-6 zł. Sok brzozowy z cukrem „Biarozawy haj" można było nabyć za cztery złocisze.
(ms)