Jest jeszcze ciepło, ale rynek reaguje na bieżąco, a nawet przewiduje co nastąpi. Sprzedawcy ubrań mają w swojej ofercie garderobę letnią, ale coraz więcej pojawia się swetrów i polarów – znak, że jednak jesień kiedyś nadejdzie. W sumie to też fenomen – przy takiej liczbie ciuchlandów w Bielsku, czy sieciówek z ubraniami (tańszych i droższych) wciąż wiele osób zaopatruje się w garderobę na rynku. Chyba to kwestia przyzwyczajenia, bo na pewno nie ceny.
Natomiast ceny warzyw wciąż na sezonowym poziomie. Nawet była promocja: pomidory 1,99 zł za kilogram. Podobnie ogórki – te można było kupić w zasadzie od 3 złotych, ziemniaki już od 2 złotych za kilogram. Na stoisku przy Mickiewicza były jeszcze maliny po 8 zł za kilogram. W zasadzie jest pewna prawidłowość. Od strony Mickiewicza ceny są ciut wyższe, niż te, które oferują sprzedawcy rozkładający swój towar bliżej ulicy Krynicznej oraz łącznika do ulicy Poświętnej. Faktycznie, większość odwiedzających klientów właśnie z tej strony wchodzi na rynek.
Oblegane są stoiska z wędlinami - wiele osób twierdzi, że tutaj dostanie się lepsze mięso niż w sklepie i chyba coś w tym jest. Było dziś jedno stoisko z pieczywem, ale z chlebem z białostockiej piekarni.
Na stoisku ze starzyzną sprzedawca oferował różne dzbanki oraz inne przedmioty o dość wysokich cenach. Miał też ofertę „kulturalną": parę amerykańskich filmów na DVD oraz płyty z rosyjską muzyką estradową. Były również dwa stare aparaty fotograficzne – chyba jeszcze analogowe, na klisze.
Za najmniejszy słoiczek miodu z Białowieży trzeba było dziś zapłacić 13 zł. Lokalni sprzedawcy oferowali miód w podobnej cenie.
Uwagę przyciągał sprzedawca mówiący z wyraźnym kaukaskim akcentem, ale dobrze władający po polsku. Za 15 zł oferował zestaw ostrzy do tworzenia dekoracji z warzyw i owoców. Nie tylko sprzedawał, ale sam prezentował ich działanie, dekorując swoje stoisko.
(ms)
Zdjęcia z czwartkowego rynku w Bielsku Podlaskim (Bielsk.eu):